Wojciech Marczyk: Pierwsze pytanie, jakie się nasuwa, to jak się czujesz? Po nietypowej podróży do domu po przedwczesnym zakończeniu biathlonowego sezonu? Monika Hojnisz-Staręga: - Była nietypowa. To nawet trochę strasznie wyglądało. Bardzo późno dotarliśmy do granicy i późno byliśmy w domu. Na chwilę obecną jestem trochę zmęczona, bo od rana musiałam sporo rzeczy pozałatwiać, ale z domu, bo jak wiadomo jesteśmy objęci kwarantanną przez dwa tygodnie. Do granicy dotarliście po północy. Jak to wyglądało? Co musieliście wypełnić? - Tak naprawdę część z nas przeszła przez granicę pieszo, więc ominęły nas te gigantyczne korki. Stało się w nich od dwóch do czterech godzin, bo takie miałam informacje od ludzi, którzy w nich stali. Więc obyło się bez stania. Wzięliśmy torby. Przeszliśmy przez granicę. Zmierzono nam temperaturę i jeżeli wszystko było ok, a jeśli chodzi o naszą reprezentację nikt nie miał podwyższonej temperatury, to przekraczało się granicę. Musieliśmy jedynie wypełnić dokumenty, w których oświadczaliśmy, że wyrażamy zgodę na kwarantannę i wskazaliśmy miejsce, gdzie będziemy ją odbywać. Ty kwarantannę spędzasz w domu w Chorzowie? - Tak jest. Jakieś plany konkretne na te 14 dni? Bo dla was to też zupełnie nowa sytuacja, bo zwykle raczej spędzaliście ten czas na urlopie. - Tak, to jest nietypowa sytuacja. Zwłaszcza, że każdy z nas sportowców nie potrafi tak na miejscu usiedzieć. A w domu cóż wielkiego można zrobić? Każdy z nas by chciał roztrenowanie zrobić albo się trochę poruszać. Zostają teraz ćwiczenia na macie lub fitness przed TV. Mam zamontowany rower na rolce i na pewno będę szukała wszystkich możliwych sposobów, by trenować. Mój mąż Maciek (Maciej Staręga - reprezentant Polski w biegach narciarskich przyd. red) wrócił z Kanady, więc też ma kwarantannę i spędzamy te dwa tygodnie razem. Ja się trochę śmieję, że to nasza podróż poślubna w końcu. No tak, bo ślub braliście w okolicy czerwca. Potem zaraz właściwie zgrupowania i rozpoczął się sezon, więc nie było czasu. - Dokładnie tak, jeszcze nie mieliśmy okazji odbyć podróży poślubnej. Zaplanowaliśmy ją na kwiecień, jednak w zaistniałej sytuacji zobaczymy, czy uda się wyjechać. Ale nie planowaliście Włoch? - Nie planowaliśmy na szczęście wyjazdu do Włoch i Chin. A miałaś przez ostatni czas poczucie zagrożenia? Bo wracaliście bardzo nietypowo. Samolotem, potem autem. Wszystko było takie szalone, a ostatnie zawody w Kontiolahti rozgrywaliście jeszcze przy pustych trybunach. - Wszystko to wyglądało trochę dziwienie, aczkolwiek jak byliśmy w Finlandii, nie dało się wyczuć, że coś takiego dzieje się na świecie. Oni tak spokojnie jeszcze do tego podchodzili. Nie była więc to jakaś stresowa sytuacja. Mieliśmy jednak mega problemy z tym, żeby wrócić do kraju. Przy całej tej akcji i problemach z organizacją powrotu te nerwy się pojawiały. Kiedy jednak słuchało się radia czy oglądało TV, to myślę, że głowami byliśmy gdzie indziej i jak najszybciej chcieliśmy wrócić do domu. Z sezonu jesteś zadowolona? Bo chyba jesteś jedną z tych zawodniczek, który może być zła, że skończył się on wcześniej. Końcówka sezonu w twoim wykonaniu była w końcu bardzo dobra. 10. raz w tym sezonie znalazłaś się w czołowej "10". - Rzeczywiście. Nawet sama tak mówię, że szkoda, że skończył się przed terminem. Miałam bowiem nadzieję, że przez te ostatnie trzy starty, które były zaplanowane w Oslo, będę mogła powalczyć o co najmniej taki wynik jak w zeszłym roku, czyli o czołową "10" Pucharu Świata. Jednak nie było mi to dane, ale to nie zmienia faktu, że z sezonu jestem zadowolona, bo więcej razy w poszczególnych startach plasowała się w TOP 10 - ostatnio 6 razy z rzędu. Tak przynajmniej wyczytała, bo ja sama tego tak nie analizuję. Tak najwięcej razy w historii. - Więc sezon udany. Biorą też pod uwagę mistrzostwa świata, gdzie dwa razy otarłam się o medal. A w sztafecie też były ogromne emocje. No właściwie, bo początek sezonu miała nie za ciekawy. Później przyszły mistrzostwa świata i na nich tak naprawdę odpaliłaś i nie wiele do krążka brakło. - Tak, właśnie ten początek sezonu spowodował to też, na jakiej pozycji znalazłam się ostatecznie w generalce. Nie ma teraz co rozpamiętywać... Wypadek, który wpłyną na to i tyle. Fajnie jednak, że potem mimo wszystko się podniosłam i te wyniki były lepsze. Chcieliśmy, żeby to wypaliło na mistrzostwa świata, może nie tak jak większość oczekiwała i ja sama, czyli nie udało się dobyć medalu, ale i tak jestem bardzo zadowolona. Masz za sobą pełny sezon z nowym trenerem. Masz już jakieś refleksje, co się udało co nie? I jak wyglądała wasza współpraca. - Ostatnie dwa tygodnie to była mega "rozkmina", że tak powiem. Dużo analizowałam, co wyciągnęłam z tej współpracy. Nawet dużo o tym rozmawiałam z trenerem, ale tak pozytywnie. Szczerze mówiliśmy sobie, co było dobrze a co źle. Wszystko dlatego, że jeżeli mielibyśmy kontynuować naszą współpracę, to musimy wiedzieć, na czym stoimy. Myślę, że była to naprawdę potrzebna rozmowa i fajna wymiana zdań i uwag. A jakie konkrety tam padły, to zostanie między mną a trenerem. Czytaj cały wywiad na rmf24.pl