Od początku tej zimy polskie biathlonistki mają prawo wystawić w zawodach Pucharu Świata cztery reprezentantki. Zmniejszona liczba jest efektem nie najlepszych występów z poprzedniego sezonu. W ośmiu rozegranych dotąd biegach "Biało-Czerwone" wywalczyły łącznie 269 punktów (Nowakowska – 136, Krystyna Guzik – 99, Magdalena Gwizdoń – 34). Przed rokiem w tym samym momencie Polki miały na swoim koncie 123 punkty (Hojnisz – 98, Gwizdoń – 18, Guzik – 6, Kinga Mitoraj – 1). Niewielki postęp byłby zauważalny nawet bez powrotu po przerwie na macierzyństwo Nowakowskiej, a warto jeszcze wspomnieć, że Hojnisz w Obertilliach (we francuskim PŚ nie startowała) odniosła swoje pierwsze w karierze zwycięstwo w Pucharze IBU. 26-latka z Chorzowa dołączyła tym samym do Nowakowskiej i Gwizdoń, które jako jedyne Polki mogły pochwalić się zwycięstwami na zapleczu Pucharu Świata. – Potrzebujemy biegu, w którym wszystkie elementy zagrają jednocześnie – zauważył w Le Grand Bornand Tobias Torgersen, norweski trener kobiecej reprezentacji Polski. - Skupiamy się na tym, że regularnie dochodzimy do pozycji, w której walczymy o wysokie cele i nie przestajemy wierzyć, że wkrótce uda się nam je zrealizować – dodał. Najlepszym pojedynczym występem z pierwszej części sezonu pozostanie 11. miejsce Nowakowskiej ze sprintu w Le Grand Bornand. - Po trzech pierwszych odsłonach Pucharu Świata mam mieszane uczucia – przyznał Tomasz Jaroński, ekspert i komentator Eurosportu. U naszych biathlonistek widać pewien potencjał, zwłaszcza u Weroniki Nowakowskiej, która wróciła po przerwie. Biegowo spisuje się nieźle, ale jest trochę niepewna na strzelnicy. Trzeba przyjąć jednak optymistyczną prognozę i liczyć, że w następnych tygodniach będzie lepiej. - Niestety niepewne są pozostałe zawodniczki. Magdalena Gwizdoń ustabilizowała formę na poziomie miejsc na początku czwartej dziesiątki, ale to doświadczona biathlonistka i na razie młodsze nie są lepsze. Nierówną formę prezentują Krystyna Guzik i Monika Hojnisz. Miejmy nadzieję, że zwycięstwo w Pucharze IBU w Obertilliach podziała na tę młodszą mobilizująco i będziemy mieli zawodniczkę, którą ponownie stać będzie na włączenie się do walki o medale największych imprez – dodał Jaroński. Świetny początek sezonu zanotowały Anastazja Kuzmina i Justine Braisaz, które zajmują dwa czołowe miejsca w Pucharze Świata. W przypadku Słowaczki godna podkreślenia jest stabilizacja formy na wysokim poziomie (co nie zawsze udawało się jej w przeszłości), a jeśli chodzi o zaledwie 21-letnią Francuzkę, to jest to bezsprzecznie jej najlepszy sezon w karierze. Trudno jednak w tym przypadku mówić o sensacji, bo już poprzedniej zimy dwukrotnie w Oslo kończyła biegi na podium Pucharu Świata. Na uwagę zasługują też trzecia w "generalce" i najlepsza z Niemek Denise Hermann, która z powodzeniem przestawiła się z narciarstwa biegowego na biathlon oraz piekielnie utalentowana Włoszka Lisa Vittozzi, która mimo 22 lat, jest na razie piąta. Równie ciekawie przebiega rywalizacja u mężczyzn. Tu w czołówce próżno szukać nowych nazwisk, ale poziom emocji podnosił fakt, że Martin Fourcade nie musiał już walczyć na trasie wyłącznie sam ze sobą. Norweg Johannes Boe powrócił bowiem do swojej absolutnie najwyższej formy, a być może jest ona nawet lepsza niż ta z mistrzostw świata w Oslo (2016) i Hochfilzen (2017), podczas których inkasował medal za medalem. W tym sezonie młodszy z braci Boe wygrał już pięć z ośmiu biegów, ale w klasyfikacji generalnej i tak wciąż ogląda plecy Francuza, który Kryształową Kulę zdobywał w siedmiu ostatnich sezonach. - Jeśli chodzi o rywalizację w Pucharze Świata i perspektywę igrzysk olimpijskich w Pjongczangu, to wytworzyła się ciekawa sytuacja. Do Martina Fourcade'a, zdecydowanego dominatora, dołączył Johannes Boe. Norweg jest coraz pewniejszy na strzelnicy i lepiej od Francuza biega. To dobry układ dla biathlonu, bo niezbyt korzystnie jest, gdy jeden sportowiec wygrywa wszystko – podkreślił Tomasz Jaroński, który wraz z Krzysztofem Wyrzykowskim komentować będzie olimpijską rywalizację biathlonistów w Korei Południowej. BR