Pokłosiem słabych wyników w minionym sezonie były poważne zmiany w polskim biathlonie. Z pracą pożegnali się trener reprezentacji kobiet Michael Greis i trener reprezentacji mężczyzn Anders Bratli. Stery w kadrze objął ponownie Adam Kołodziejczyk. Dyrektorem sportowym w Polskim Związku Biathlonu została Justyna Kowalczyk-Tekieli. Robert Kopeć, Interia: Rewolucja, trzęsienie ziemi. Jak określiłby pan to, co się wydarzyło ostatnio w polskim biathlonie? Profesor Zbigniew Waśkiewicz, prezes Polskiego Związku Biathlonu: Życie podąża swoimi drogami i czasami trzeba podejmować mniej lub bardziej radykalne decyzje. Z jednej strony Michael Greis z zawodniczkami stwierdzili, że więcej nie ugrają i że będą się ze sobą męczyć niż tworzyć coś konkretnego i walczyć o dobre miejsca. Z drugiej strony, w kadrze mężczyzn, choć tam atmosfera była super i zawodnicy byli zadowoleni ze stylu prowadzenia reprezentacji, brakowało wyników i to tak drastycznie. Nie było więc sensu dalej tego ciągnąć i trzeba było podjąć takie decyzje. Doszliśmy do wniosku, że na niespełna rok przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie nie będziemy szukali trenera z zewnątrz, który dopiero poznawałby podopiecznych i nie da gwarancji, że będzie dobrze. Zawodniczki i zawodnicy mieli od początku świadomość, że trenerem, który przejmie stery będzie Adam Kołodziejczyk, który po pierwsze wszystkich zna, a po drugie zna nasze realia. Ryzyko, że popełnimy błąd w sensie doboru ludzkiego, jest więc minimalne. To tyle jeśli chodzi o sztab szkoleniowy. Co do Justyny Kowalczyk-Tekieli, to już inny wątek zmian. Proszę zatem zdradzić, jak pan tego dokonał, że doszło do sensacyjnego transferu Justyny Kowalczyk-Tekieli, która objęła funkcję dyrektora sportowego w Polskim Związku Biathlonu. Proszę opowiedzieć o kulisach transferu. Jak to się wszystko zaczęło? Skąd pomysł, żeby właśnie Justyna Kowalczyk-Tekieli została dyrektorem sportowym? - Z Justyną znamy się bardzo długo, kontakt utrzymywaliśmy mniej lub bardziej zawodowy. Pod koniec ubiegłego sezonu padła pół żartem, pół serio propozycja z mojej strony. Potem, z każdym miesiącem, moje oferty stawały się coraz bardziej poważne. Jesienią przedstawiłem propozycję oficjalną i Justyna stwierdziła, że po sezonie, jeśli nic nadzwyczajnego nie wydarzy się w biegach, to z chęcią spróbuje swoich sił u nas. Z zewnątrz może to wygląda na sensacyjną zmianę, ale w środowisku biathlonowym już nie. Może zdarzyło się, że ktoś podniósł brew ze zdziwienia. Wszyscy jednak ucieszyli się z tego kroku i że mamy osobę o takim autorytecie, doświadczeniu, która może nam pomóc. Jednym z powodów takiej decyzji było to, że od lat obracamy się w tym samym środowisku, dosyć wąskim i znamy się na wylot. Mam nadzieję, że Justyna dołączając do nas, zmieni spojrzenie na wiele rzeczy. Jakie zadania postawił pan przed Justyną Kowalczyk-Tekieli? - Przede wszystkim ma normalne zadania, jakie stoją przed dyrektorem sportowym. Musi odpowiadać za całą administrację naszego sportu czyli plany treningowe, plany zgrupowań, finansowanie, składanie wniosków do ministerstwa, bo to zazwyczaj jest w rękach dyrektora sportowego. Oczywiście będzie korzystała z pomocy pracowników biurowych. To jedna kwestia, a druga, to w pewnym sensie nadzorowanie całego procesu, merytoryczne konsultacje z trenerami wszystkich kadr z selekcjonerem Adamem Kołodziejczykiem włącznie, co już się odbywa. I ostatnia rzecz, którą Justyna bardzo podkreślała. Zależy jej na tym, żeby aktywnie uczestniczyć w zgrupowaniach, podpowiadać, udzielać rad, jak tylko będą chcieli tego trenerzy i zawodnicy. Dla mnie ważne jest też to, żeby bezkompromisowość Justyny była także wobec trenerów i zawodników, na przykład w trakcie sporów i żeby jej głos pomagał podjąć decyzje, rozwiązać konflikty, bo wiemy, że takie się pojawiają. Autorytet Justyny Kowalczyk-Tekieli pewnie będzie miał duże znaczenie. - Trener Kołodziejczyk bardzo się ucieszył, że będzie miał taką pomoc, zwłaszcza w pracy z naszymi paniami, które aniołkami nie są. Czasem mają rację, czasem nie. Trener Kołodziejczyk też nie jest osobą specjalnie spolegliwą i liczę, że w razie konfliktów Justyna pomoże od razu ugasić pożar. Justyna Kowalczyk-Tekieli, kiedy objęła funkcję dyrektora sportowego, mówiła, że najbardziej obawia się obowiązków biurowych. - Jesteśmy związkiem dobrze zorganizowanym i praca administracyjna jest przygotowana na czas. Na pewno trochę czasu będzie musiała na to poświęcić, ale myślę, że Justyna bez problemów się w to wdroży. Tego obawiam się najmniej. My nie mam zbyt dużo kadr. Na chwilę obecną pięć, więc nie jest to tak, jak w innych związkach, gdzie reprezentacji jest kilkanaście. Liczy pan zapewne również na to, że podpowiedzi Justyny Kowalczyk-Tekieli pomogą kadrowiczom poprawić formę biegową. - Oczywiście Justyna będzie skupiała się na podpowiadaniu właśnie w tej kwestii, bo wiadomo, że na strzelaniu się nie zna. Natomiast w zanadrzu jest też trener Aleksander Wierietielny, który zadeklarował, że jeśli będziemy chcieli się skonsultować, to on pozostaje do dyspozycji i chętnie pomoże. Wiemy doskonale, że Justyna Kowalczyk-Tekieli darzy trenera Aleksandra Wierietielnego dużym zaufaniem. Czy trener Wierietielny znajdzie się w strukturach Polskiego Związku Biathlonu czy to raczej luźna forma współpracy? - Absolutnie luźna forma. Jeśli tylko trenerzy będą chcieli z nim omówić jakieś kwestie, to zadeklarował, że jest do dyspozycji. Mam nadzieję, że trenerzy z jego bogatego doświadczenia skorzystają. Takie spojrzenie z boku jest bardzo cenne, osoba z zewnątrz może bowiem zauważyć rzeczy, które nam się wydają oczywiste, a niekoniecznie prawidłowe.