Robert Kopeć, Interia: Powrót z Kontiolahti, gdzie przedwcześnie zakończył się sezon Pucharu Świata, odbył się z problemami, a potem 14-dniowa kwarantanna. Jak sobie pani poradziła w tej przymusowej izolacji? Kamila Żuk (reprezentantka Polski w biathlonie): Nie ukrywam, że przymusowa kwarantanna była dla mnie ciężkim okresem. Trochę źle do tego podchodziłam, bo jak czegoś nie wolno, to ze zdwojoną siłą się tego pragnie. Nie wolno nam było wychodzić, "głową" byłam już na zewnątrz. Myślę, że poradziłam sobie bardzo dobrze. Znalazłam czas na załatwienie różnych rzeczy, na które w codziennym życiu nie mam czasu. Utrzymywałam też aktywność fizyczną. Na szczęście w domu mam wystarczająco dużo sprzętu sportowego. Nasze organizmy przyzwyczajone są do dużego wysiłku fizycznego, a tu nagle taki spadek. To też źle się odbija. Wiem po sobie, że wtedy źle się czuję. Zleciało nawet szybciej niż się spodziewałam. Czy odwiedzała panią policja, żeby sprawdzić, czy stosuje się pani do kwarantanny? - Wszyscy mnie o to pytają. Miałam kontrolę policji codziennie. Przyjeżdżał patrol i sprawdzał, czy znajduję się w domu. Nie "paliło" mi się, żeby łamać zasady kwarantanny. Wiadomo jaka jest sytuacja. Nawet teraz staram się ograniczyć wyjścia tylko do tych w najważniejszych sprawach. Rozumiem, że ze zdrowiem wszystko w porządku? Żadnych niepokojących objawów? - Nic się nie dzieje. Jestem zdrowa i wypoczęta. Porozmawiajmy zatem o tych przyjemnych i mniej przyjemnych sprawach związanych z sezonem 2019/2020. Za panią pierwszy pełny sezon wśród seniorek. 38. miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, 181 punktów na koncie. Kilka dobrych wyników, zwłaszcza w Oberhofie i Ruhpolding, ale też występy nieudane, jak choćby w Anterselvie w mistrzostwach świata. Jaką ocenę, w szkolnej skali, wystawiłaby pani sobie za ten sezon? - Może nie będę wystawiała ocen, ale osobiście jestem z tego sezonu bardzo zadowolona. Wydaje mi się, że zrobiłam ogromny krok w przód w porównaniu z poprzednim sezonem . Oczywiście mam jeszcze sporo do poprawy, sporo do nauki, ale myślę, że niektórymi wynikami i w miarę stabilną formą, choć były wzloty i upadki, ale w każdym sporcie tak jest, pokazałam, że za kilka lat stać mnie na fajne wyniki. Zwłaszcza, że w poprzednim sezonie łączyła pani starty wśród juniorek i seniorek. Inne oczekiwania, presja medalowa, inne rywalki, zmiany miejsc, co pewnie nie było łatwe. - Faktycznie w zeszłym sezonie byłam porozrzucana po różnych imprezach. Zmęczona byłam jednak bardziej po tym sezonie, ze względu na to, że starty seniorskie obciążają nie tylko fizycznie, ale też psychicznie przez rangę zawodów. Nie ukrywam, że miałam też lekki niedosyt, bo jednak Puchar Świata skończył się wcześniej niż powinien. Brakowało nam jeszcze tych ostatnich zawodów i możliwości walki. Takiej puenty. - Tak. Takiej wisienki na torcie. Ale to przecież nie zależało od was. Bezpieczeństwo i zdrowie jest jednak najważniejsze, choć w Kontiolahti dosyć długo czekano z podjęciem decyzji o odwołaniu zawodów. W innych dyscyplinach zimowych sezon zakończono wcześniej. - My byliśmy jedyną dyscypliną, która kontynuowała zawody. Stąd później problemy z powrotem do kraju. - Tak. Dużo stresu nas to kosztowało.