INTERIA.PL: Czy jest pan zadowolony z dotychczasowych przygotowań, z tego, co wykonaliście na zgrupowaniach?Adam Kołodziejczyk: - Myślę, że tak. To, co było zaplanowane na każde zgrupowanie udało nam się w 100 procentach wykonać. Badania wydolnościowe, które przeprowadziliśmy na katowickim AWF-ie, pokazały, że sprawność motoryczna naszych zawodniczek rośnie. Jest to zadowalające. Jakie wyniki będą? To dopiero się okaże. Zobaczymy, jak przygotowane są rywalki, jak wypadniemy na ich tle.Niczego nie brakowało wam na zgrupowaniach? Wystarczyło pieniędzy na wszystko?- Nie ma takich pieniędzy, których nie można by było zagospodarować. Na nasze możliwości i potrzeby mieliśmy to, co chcieliśmy. Sztab szkoleniowy składa się z ośmiu osób - mamy lekarza, fizjologa, masażystę. Pełne zabezpieczenie i w kraju i za granicą, kiedy jesteśmy na zgrupowaniach. Wydaje mi się, że jak na naszą reprezentację jest to wystarczające.Jako trener reprezentacji, czego by pan sobie jeszcze życzył?- Trudno mi tak na szybko określić. Wydaje mi się, że jest dobrze. To, co na bieżąco wymyślamy, próbujemy wdrożyć, nowe koncepcje, zadania, to robimy. Na pewno jednak potrzeby są. Na przykład w Polsce, czy to na AWF-ach, czy w Instytucie Sportu w Warszawie nie ma bieżni mechanicznej przystosowanej do biegu na nartorolkach. W Czechach, Niemczech czy Austrii jest po kilka takich ośrodków, gdzie można takie testy przeprowadzać. My biegamy na bieżni do biegu crossowego, przełajowego, a wiadomo, że specyfika naszej dyscypliny jest taka, że rolki są ważniejsze. Zawsze możemy takie testy przeprowadzić za granicą, ale gdyby taki sprzęt się pojawił w Polsce, a są takie zapędy, żeby był na AWF-ie w Katowicach, to na pewno by nam to bardzo pomogło.A jak przedstawia się sytuacja pod względem sprzętowym?- Wynikami, które osiągnęły w ubiegłym sezonie, dziewczyny zapewniły sobie opiekę możnych świata sprzętowego. Jeżeli chodzi o narty, to firma Fischer zabezpiecza nam sprzęt i z roku na rok jest lepszy. Jeśli chodzi o całą resztę, to dokupujemy z pieniędzy ministerialnych, to, czego nam brakuje. Najważniejsza jest jednak jakość i ta jakość ma ścisły związek z wynikami, które osiągamy w Pucharze Świata. Wiadomo, że firmy dają najlepszy sprzęt najlepszym. Nie można tego kupić nawet, jak się ma dużo pieniędzy. Gdy nie ma wyników, to nie dostanie się najlepszych nart.Czy mieliście okazje podglądać, jak przygotowują się do sezonu rywalki?- One miały okazję nas podglądać, ale my też. Parę razy gdzieś się tam zetknęliśmy, choć często nasze drogi z innymi ekipami się rozchodziły. Lubię podpatrywać, co robią inni. Staram się wyciągać z tego wnioski. Kompleksów jednak nie mam i nasze dziewczyny również ich nie mają. Nie czują się w gorszej pozycji, żeby im to przeszkadzało. Po bardzo udanym zeszłym sezonie cała uwaga kibiców będzie skupiona na występach pań. Puchar Świata zaczyna się już pod koniec listopada, a później kulminacyjna impreza sezonu - igrzyska olimpijskie w Soczi. Trudno będzie utrzymać równą dyspozycję przez cały długi sezon. Czy przygotowujecie szczyt formy na Soczi?- Zawsze szczyt formy trzeba zaplanować. Zazwyczaj szykujemy na najważniejsze zawody czyli mistrzostwa świata, czy tak jak teraz, na igrzyska olimpijskie. Rozkład startów jest praktycznie taki sam jak w ubiegłym sezonie, a igrzyska olimpijskie wypadają niemal w tym samym czasie, co ubiegłoroczne mistrzostwa świata. Powiem szczerze, że wykorzystujemy cykl Pucharu Świata do tego, żeby naszym dziewczynom przygotować najwyższą formę na luty. W tamtym roku przyniosło to dobre efekty. Forma wzrastała z miesiąca na miesiąc. Podobnie chcemy zrobić w tym roku. Zawody Pucharu Świata też będą ważne, bo trzeba zdobywać punkty, choćby po to, żeby wystąpić w biegu ze startu wspólnego na igrzyskach.- Na pewno jedna grupa wystartuje z nominacji z Pucharu Świata, a reszta za wyniki indywidualne na igrzyskach.W ubiegłym sezonie liderką reprezentacji, biorąc pod uwagę wyniki, była Krystyna Pałka. Ogromną niespodziankę sprawiła Monika Hojnisz. Jak na dzień dzisiejszy oceniłby pan formę poszczególnych zawodniczek?- Mamy wyrównany skład i, tak na dobrą sprawę, każdą z zawodniczek stać na dobre miejsca w zawodach. Właśnie to jest fajne, że udało się doprowadzić do tego, że nie ma jednej liderki. W tamtym roku taką rolę przypisywano Krysi i zakończyło się to jej największym sukcesem - srebrnym medalem mistrzostw świata. Pozostałe dziewczyny nie zostały tak bardzo z tyłu i w każdym biegu można było liczyć, że któraś z nich wypadnie dobrze, zrobi krok do zdobycia miejsca w pierwszej trójce.W zeszłym sezonie Krystyna Pałka prezentowała równy wysoki poziom zarówno w biegu, jak i na strzelnicy. Magdalena Gwizdoń była świetnie przygotowana fizycznie, ale w strzelaniu było już niestety różnie. Podobnie z Weroniką Nowakowską-Ziemniak.- Dziennikarze i kibice zaczynają to bardziej dokładnie analizować. Gdyby jednak zagłębić się w statystykach z poprzednich sezonów, to okazałoby się, że Magda Gwizdoń przez wiele lat strzelała na takim poziomie. Różnica jest taka, że teraz to bardziej widać. Wtedy, kiedy miała słabszą formę biegową, to jeden niecelny strzał więcej czy mniej powodował, że zamiast 40. miejsca była 30. Teraz błąd na strzelnicy to medal albo 10. czy 15. pozycja. Wy - dziennikarze też to widzicie i zaczynacie analizować. Magda po prostu ma taką skuteczność. Poprawić to jest niezwykle trudno, bo o dobrym wyniku na strzelnicy decyduje wiele czynników - stan psychiczny, warunki atmosferyczne, broń, amunicja. Wszystko to wpływa na strzelanie w dużo większym stopniu niż na bieg. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że Tora Berger czy Krysia Pałka potrafiły. Generalnie, jak ktoś ma lepszą skuteczność, to lepiej radzi sobie w różnych warunkach. Nie ma takiej przypadkowości, jak to ma często miejsce u słabiej strzelających zawodniczek.