29-letnia Pałka w biegu na dochodzenie na 10 km była druga za Norweżką Torą Berger i została pierwszą Polką, która wywalczyła indywidualny medal MŚ. "Od początku sezonu miałem nadzieję, że limit pecha w końcu wyczerpiemy. Trzeba się cieszyć, że stało się to właśnie w mistrzostwach świata. W niedzielę od rana czułem, że to ten dzień, że tym razem wszystko zagra jak należy i wreszcie się uda. I zagrało. Mieliśmy trochę szczęścia, a rywalkom nieco go zabrakło. Ważna była dyspozycja dnia. Krysia trafiła z nią w dziesiątkę" - powiedział Kołodziejczyk. W polskiej ekipie przed startem nikt nie rozmawiał o medalowych szansach, choć po sprincie w czołówce były i Pałka, i Magdalena Gwizdoń. "Nikt nie chciał zapeszyć, zresztą my się rozumiemy bez słów. Wszyscy - zawodniczki, trenerzy, serwismeni - znamy swoje możliwości, a już od dawna było widać, że forma rośnie. Czekaliśmy jedynie na jej kulminację. I się doczekaliśmy" - dodał. Jak przyznał, dyskusje o szansach, o medalach w sytuacji, gdy później coś "nie wypali", mogą tylko popsuć atmosferę w grupie. "Dziś jednak Krystyna wspięła się na szczyt swoich możliwości. Dobrze biegła i strzelała, choć dwa pudła to trochę za dużo. Na ostatniej pętli pędziła na maksa i obroniła drugie miejsce. Jestem ogromnie szczęśliwy. W końcu są efekty naszej ciężkiej pracy" - podkreślił. O szansach sztafety nie chciał mówić. "To ogromnie trudna i wyczerpująca konkurencja. Półtorej godziny maksymalnego wysiłku, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Gdy się uda, są gratulacje, gdy nie ma przewidywanego sukcesu, jest żal i smutek oraz krytyczne oceny tych, którzy nie mają pojęcia, jaki wysiłek został włożony w przygotowania. Dlatego podchodzę spokojnie do kolejnych startów, bez rozbudzania medalowych nadziei" - zaznaczył. W niedzielę wieczorem polską ekipę czeka jeszcze uroczystość wręczenia medali, a później wspólna kolacja w hotelu. Już w poniedziałek rano wszystkie zawodniczki czeka rozruch i trening. "Na świętowanie sukcesu przyjdzie czas dopiero po sezonie" - zakończył szkoleniowiec.