Niemoc strzelecka Lewandowskiego trwała od trzech spotkań - dwóch w La Liga i jednym w Lidze Mistrzów. W sumie na gola czekał od 282 minut. Trener Xavi Hernandez wierzy jednak w polskiego napastnika i niezmiennie wystawia go w podstawowym składzie. Kredyt zaufania powoli się jednak wyczerpuje. Spotkanie z rewelacją sezonu - Gironą - był świetną okazją, by Polak wrócił do zdobywania goli. Zwycięstwo byłoby o tyle cenniejsze, że Barcelona zmniejszyłaby stratę do tej drużyny do punktu, a do liderującego Realu do dwóch. W sobotę zespół z Madrytu zremisował bowiem w Sewilli z Betisem. Zadanie dla Lewandowskiego i spółki nie było jednak łatwe. Girona miała bronić się przed spadkiem, tymczasem była liderem La Liga. Przed tą kolejką miała tyle samo punktów co Real. Dość nieoczekiwanie było to też pojedynek snajperów - Lewandowski, czyli król strzelców poprzedniego sezonu i Artem Dowbyk strzelili po siedem goli. Szybka odpowiedź Barcelony. Lewandowski! Już w trzeciej minucie doszło do sporego zamieszania w polu karnym gości. Bliski przejęcia piłki był Polak, ale skończyło się na strachu. Mecz od początku był ciekawy, a okazje były z obu stron. Strzelił Wiktor Cygankow, a za chwilę został zablokowany Lewandowski. W 12. minucie świetną kontrę wyprowadziła Girona. Yan Couto zagrał długą dokładną piłkę, Andreas Christensen nie zdołał wybić, a Cygankow wyłożył ją Dowbykowi i było 0:1. Barcelona natychmiast zepchnęła rywali do obrony, ale za długo rozgrywała i brakowało decyzji, by oddać strzał. W końcu pomógł stały fragment - dośrodkował Raphinha, Lewandowski wyskoczył, pilnujący go Ivan Martin został na ziemi i Polak doprowadził uderzeniem głową do remisu. Zespół Polaka był częściej przy piłce, ale nie było mu łatwo stwarzać okazje. Indywidualną akcję przeprowadził Joao Cancelo, ale zamiast podać, strzelił z ostrego kąta. Po błędzie Miguela Gutierreza Raphinha byłby sam przed bramkarzem, gdyby potrafił przyjąć piłkę. Girona prowadzi do przerwy i dobija Barcelonę Pomocnik Girony mógł się szybko zrehabilitować, ale z około 12 metrów nie wcelował w bramkę. Po chwili nie pozostawił już złudzeń. Gutierrez wbiegł w pole karne, nikt za bardzo mu nie przeszkadzał, a gdy Frenkie de Jong i Christensen się zorientowali, było już za późno. Po przerwie Barcelona dążyła do wyrównania. Pierwszy groźny strzał de Jonga odbił bramkarz. Za chwile gospodarze mieli rzut wolny tuż przed polem karnym po faulu na Lewandowskim. Raphinha kopnął jednak niecelnie. Strzelił też Ilkay Gundogan, ale za łatwo, by Paulo Gazzaniga miał problemy. Podobnie było po kolejnej próbie Brazylijczyka. Raphinha miał świetne okazje, ale jeszcze większe problemy z ich wykorzystywaniem. W 65. minucie trener Barcelony zmienił trzech zawodników. I Ferran Torres za moment stworzył dwie okazję Gundoganowi. Tyle że Niemiec za każdym razem strzelił niecelnie. Gospodarze bili głową w mur, zupełnie zniknął Lewandowski, a nikt nie potrafił wziąć na siebie odpowiedzialności. Za to Girona bez respektu w derbach Katalonii. Gol na 3:1 był zasługą rezerwowych. Christian Stuani łatwo wygrał pojedynek główkowy z Araujo, Valery poradził sobie z Julesem Kounde i zimną krwią trafił do siatki. Za chwilę goście mogli prowadzić jeszcze wyżej, ale Inaki Pena obronił uderzenie Savio. Dopiero w doliczonym czasie po podaniu Ferrana Lopeza na 2:3 trafił Gundogan. Za chwilę Lewandowski powinien wyrównać, ale nie trafił w piłkę głową, ale barkiem. I zamiast gola dla Barcelony, zdążył jeszcze trafić Stuani. Girona wygrała derby Katalonii 4:2.