Ostatnio kilka największych klubów w Europie ma problemy związane z transakcjami finansowymi m. in. przy transferach. Z tego powodu Juventusowi odebrano 15 punktów, a śledztwo wciąż trwa. Zarzuty pojawiły się też wobec Manchesteru City. W przypadku Barcelony skala ewentualnego nadużycia jest nieduża, ale jeśli potwierdzą się oskarżenia Unionu Adarve okaże się, że doszło do oszustwa. Chodzi o przejście Marcosa Alonso z Chelsea do Barcelony. Oficjalnie 33-letni obrońca rozwiązał kontrakt z londyńskim klubem i podpisał roczną umowę z Katalończykami. Alonso nie przyszedł za darmo? Nie wierzą w to jednak działacze Unionu. Twierdzą, że to była transakcja wiązana i podkreślają, że oba transfery odbyły się ostatniego dnia okna transferowego. Do Chelsea przeszedł Pierre-Emerick Aubameyang, a Alonso w drugą stronę. Klub z Londynu za Gabończyka zapłacił tylko 12 mln euro i miała to być cena poniżej wartości rynkowej. Cztery lata wcześniej Arsenal zapłacił bowiem za Aubameyang prawie 64 mln euro. Jeśli tak było, jak twierdzą w Unionie, Hiszpan też musiał być wyceniony i był częścią transakcji. Dlatego domagają się opłaty solidarnościowej za udział w wyszkoleniu Alonso. Chodzi o sto tysięcy euro. Według hiszpańskiego "Asa" działacze czwartoligowego klubu mają dowody, że negocjacje dotyczące Alonso trwały już od dłuższego czasu, a nie odbyły się na ostatnią chwilę. Sprawą zajmie się FIFA ale - jak twierdzi gazeta - "trudno będzie udowodnić nieprawidłowości". Alonso jest ważnym zawodnikiem Barcelony. W tym sezonie rozegrał 22 spotkania, strzelił trzy gole, w tym jednego w czwartkowym meczu Ligi Europy z Manchesterem United. Pod koniec stycznia klub z Camp Nou przedłużył nim umowę o kolejny sezon.