FC Barcelona rozpoczęła już przygotowania do przyszłego sezonu, ale nie wykonała znaczących ruchów na rynku transferowym. Wedle hiszpańskich dziennikarzy już w poniedziałek z klubem może pożegnać się 21-krotny reprezentant Hiszpanii. Hiszpan w poniedziałek będzie mógł sam o sobie zadecydować Tarapaty finansowe FC Barcelona nie są tajemnicą dla żadnego fana piłki nożnej. Już, gdy Joan Laporta rozpoczynał swoją drugą kadencję w 2021 roku podkreślał, że priorytetem jest dla niego naprawienie katastrofy, jaką pozostawił po sobie były prezes, Josep Maria Bartomeu. To długi proces, bo do tej pory "Blaugrana" nie odzyskała finansowej równowagi. Javier Tebas w ostatnich dniach przesłał jednak fanom wicemistrzów Hiszpanii pozytywne wieści. Według prezesa La Ligi, klub jest już o krok od powrotu do zasady 1:1, pozwalającej wydać tyle, ile się zarobi. To główny probierz płynności finansowej na Półwyspie Iberyjskim. Mimo tego kłopoty księgowe wciąż mają miejsce w stolicy Katalonii. Przed rokiem klub nie szalał już na rynku tak, jak miało to miejsce w 2022 roku. Do stolicy Katalonii trafili jedynie Oriol Romeu, Ilkay Guendogan oraz Inigo Martinez, z czego dwaj ostatni jako wolni zawodnicy. Już sam początek Baska w nowym klubie był nieudany, bo szybko doznał kontuzji. Z tego powodu FC Barcelona zwlekała z zarejestrowaniem jego kontraktu, skupiając się na innych zawodnikach. Ostatecznie udało się osiągnąć ten cel, ale wysiłek wymagający zamknięcie operacji zaniepokoił reprezentantów Martineza. Jak donieśli dziennikarze stacji Esport3, agenci zdecydowali się zabezpieczyć na dłuższą metę. Według wspomnianego źródła, jeżeli "Blaugrana" do najbliższego poniedziałku nie zdoła zarejestrować 33-latka w pierwszym zespole, ten będzie mógł odejść bez żadnych konsekwencji. Mało tego - klub będzie musiał wypłacić mu pensję przeznaczoną na najbliższy sezon! Gdyby do tego doszło, byłaby to katastrofa zarządu Laporty - zarówno finansowa, jak i wizerunkowa. Nie takiego debiutanckiego sezonu spodziewał się obrońca Inigo Martinez przed rokiem przybywał do FC Barcelona z wielkimi nadziejami. Był powszechnie uważany za jednego z najlepszych defensorów La Ligi. W swoim ostatnim sezonie w barwach Athleticu imponował zarówno jako twardy obrońca, jak i jako spec od wyprowadzania piłki ze strefy defensywnej. Biorąc pod uwagę, że "Blaugrana" planowała wypożyczenie Erica Garcii, 33-latek spodziewał się regularnej gry. Niestety, jako się rzekło, zanim Bask zdołał zadomowić się w nowym zespole, doznał pierwszej kontuzji. To utrudniło mu adaptację. Wrócił do gry na początku września, ale miał problem z przebiciem się do wyjściowej jedenastki, a w grudniu doznał kolejnego urazu. A na początku 2024 roku Xaviemu Hernandezowi objawił się Pau Cubarsi, który nie wypuścił miejsca w pierwszym składzie do końca sezonu. Ostatecznie 33-latek musiał zadowolić się rolą rezerwowego i rozegraniem 25 meczów w minionej kampanii. Chociaż jeszcze w listopadzie Luis de la Fuente powołał go na zgrupowanie reprezentacji Hiszpanii, z takim dorobkiem nie mógł liczyć na wyjazd na Euro 2024. Obecnie środkowemu obrońcy pozostał rok kontraktu w stolicy Katalonii. Czas pokaże, czy gracz zdoła dogadać się z obecnym pracodawcą, czy też skorzysta z możliwości odejścia i poszuka nowych wyzwań.