Eksperci z Hiszpanii raz za razem przekonują, że niedzielne El Clasico nie było wielkim popisem piłkarskich umiejętności. Zarówno po Realu Madryt, jak i FC Barcelonie ewidentnie widać było trudy batalii, które te drużyny stoczyły kilka dni wcześniej w Lidze Mistrzów. Nie ulega jednak wątpliwości, że samo spotkanie w hiszpańskiej La Lidze było kluczowe dla przebiegu sezonu, a do tego zagwarantowało multum emocji. Nie tylko tych pozytywnych. 16-letnia perełka FC Barcelony zdobyła pierwszego gola w El Clasico czy nie? Skandal, a w jego centrum prezes La Ligi FC Barcelona ma za sobą bardzo nieudany sezon. Liczne letnie wzmocnienia, w tym wypożyczenie portugalskiego duetu Joao Cancelo - Joao Felix kazały wierzyć, że mistrzowie Hiszpanii postawią kolejny krok. Cele były klarowne: obrona tytułu w kraju i powrót do ścisłej elity Europy. I o ile "Blaugrana" awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów po raz pierwszy od sezonu 2019/2020, okoliczności jej odpadnięcia z Paris Saint-Germain ponownie okryły zespół poczuciem wstydu. Już zimą podopieczni Xaviego Hernandeza pożegnali się z marzeniami o Pucharze czy Superpucharze Hiszpanii. Ostatnim płomykiem nadziei było rzeczone El Clasico. Ewentualny triumf pozwoliłby zbliżyć się do Realu Madryt na dystans pięć punktów i wznowić ogień w walce o mistrzostwo kraju. Niestety dla Katalończyków, "Królewscy", choć wymęczeni dogrywką przeciwko Manchesterowi City, wygrali u siebie 3:2. FC Barcelona dwukrotnie obejmowała prowadzenie, ale to na nic się zdało. Największe kontrowersje wzbudziła jednak sytuacja z pierwszej połowy, gdy Lamine Yamal oddał sprytny strzał po rzucie rożnym. Brak technologii Goal-line w La Lidze sprawił jednak, że nie sposób było ocenić, czy piłka na sto procent przekroczyła linię bramkową, zanim zainterweniował Andrij Łunin. Media madryckie i barcelońskie prześcigają się w odpowiedziach, a te pierwsze uważają nawet, że tak czy owak gol nie mógłby zostać uznany z powodu spalonego. Z kolei Joan Laporta zapowiada walkę o... rozegranie El Clasico ponownie, jeśli otrzyma dowody, iż futbolówka przekroczyła linię bramkową. Niezależnie jednak od kwestii kibicowskich, brak wspomnianej technologii w tak poważnych rozgrywkach, jak hiszpańska ekstraklasa, wydaje się kuriozalny. Tymczasem w Serie A - kilka sekund i sprawa wyjaśniona. "Co za różnica!" Co najmniej, jakby trzeba było w tym kontekście dolewać oliwy do ognia, Hiszpanie otrzymali kolejny dowód na użyteczność technologii Goal-line niespełna dobę po zakończeniu El Clasico. W poniedziałkowy wieczór w Serie A doszło do "polskiego" spotkania pomiędzy AS Romą, a Bologną FC (1:3). Mogło w nim wziąć udział aż trzech Polaków, ale ostatecznie Nicola Zalewski nie otrzymał szansy od Daniele De Rossiego. Rzecz jasna, między słupkami "Rossoblu" stanął Łukasz Skorupski, a w końcówce na murawie pojawił się też Kacper Urbański. W sytuacji, która zwróciła jednak wyjątkową uwagę Hiszpanów, nie brali udziału piłkarze znad Wisły. Pod koniec pierwszej połowy Bologna FC miała okazję na drugą bramkę. Niezmordowany Joshua Zirkzee wykorzystał sprytne zgranie Oussamy El Azzouziego i uderzył na bramkę. Angelino interweniował na linii i nie sposób było na pierwszy rzut oka ocenić, czy padł gol. Nie minęło pięć sekund, gdy sędzia Maresca otrzymał powiadomienie i bez namysłu uznał bramkę. Dziennikarze Mundo Deportivo podkreślają, o ile łatwiejsze jest funkcjonowanie na najwyższym poziomie przy pomocy technologii. Przed FC Barceloną już w zasadzie tylko batalia o zapewnienie sobie drugiej lokaty na koniec sezonu. W przyszły poniedziałek podopieczni Xaviego podejmą na Stadionie Olimpijskim Valencię CF.