Fani FC Barcelona są w stanie zaakceptować naprawdę wiele. Zdają sobie sprawę, że klub znajduje się w delikatnym momencie historii, więc nawet sezon bez żadnego zdobytego trofeum okazał się możliwy do przełknięcia. Sobotnia porażka z Gironą FC (2:4) może wpłynąć negatywnie na tak wiele aspektów, że wygląda na to, iż znaczna część kibiców-akcjonariuszy zdaje się mieć dość. Na portalu "X" jeden z socios poinformował, że zamierza zapoczątkować proces zbierania chętnych do postawienia Joanowi Laporcie przed wotum nieufności. Co ciekawe, obecny prezes "Blaugrany" mierzył się już z podobnym problemem w 2008 roku. Porażka z Gironą przelała czarę goryczy. Może nieść za sobą fatalne wieści dla FC Barcelony Ostatnie godziny w stolicy Katalonii są upalne - i nie mowa tu wyłącznie o temperaturze. Już przed meczem z Gironą FC było jasne, że FC Barcelona ten sezon zakończy bez trofeów. Ale starcie z "sąsiadami" było istotne na wielu płaszczyznach. Po pierwsze, porażka zepchnęłaby "Blaugranę" na trzecie miejsce w tabeli La Ligi. Nie chodzi tu tylko o prestiż, ale i o pieniądze: te płynące z zajęcia konkretnej lokaty, ale nawet bardziej te z Superpucharu Hiszpanii. Tylko wygranie wicemistrzostwa może wysłać zespół Xaviego do Arabii Saudyjskiej do walki o tytuł i kolejne pieniądze. Na tym jednak nie koniec kłopotów. Ewentualne zajęcie trzeciego miejsca w La Lidze zmusi klub do rozgrywania dwóch dodatkowych meczów w przyszłej edycji Copa del Rey. Nie mówiąc już o tym, że klęska z Gironą FC oficjalnie sprezentowałaby Realowi Madryt mistrzostwo. "Blaugrana" po raz kolejny nie udźwignęła presji. W fatalnym stylu przegrała 2:4, choć przy prowadzeniu 2:1 zdawało się, że ma spotkanie pod kontrolą. A wszystko to dosłownie kilka dni po ogłoszeniu zmiany decyzji w wykonaniu Xaviego. Kibice nie mogą zatem liczyć na to, że przyjdzie nowy trener, który poukłada skład po swojemu. Cierpliwość się kończy, zresztą nie tylko im. Po ostatnim gwizdku wściekły był sam Joan Laporta. Laporcie szykuje się powtórka z rozrywki? Fani mają dość Prezes "Blaugrany" nie może jednak liczyć na spokój. Według znacznej części fanów to właśnie on jest głównym odpowiedzialnym za ostatnie klęski. Po pierwsze zapowiadał, że porażki będą miały konsekwencje, po czym poczekał aż zespół przegra wszystkie trofea, by... prosić Xaviego o pozostanie. Kibicom nie podobają się też liczne inne zachowania Laporty, takie jak zwolnienie Mateu Alameny'ego kosztem Deco. To mogłoby okazać się dla prezesa katastrofalne w skutkach. Faktem jest jednak, że niełatwo do takiego wotum w ogóle doprowadzić. Zagłosować musiałoby wówczas minimum 2/3 wszystkich pełnoletnich socios z co najmniej rocznym stażem. A wcześniej musiałby zebrać odpowiednią liczbę podpisów - i to w tydzień. Za czasów rządów niesławnego Josepa Bartomeu mówiło się, że konieczne byłoby zebranie około 15 - 20 tysięcy sygnatur. Co ciekawe, Laporta ma doświadczenie w tej, niezbyt przyjemnej, materii. W 2008 roku był już obiektem wotum nieufności, ale miał mnóstwo szczęścia. Za jego odwołaniem zagłosowało 60,6 % głosujących, a zatem do jego dymisji zabrakło zaledwie sześciu punktów procentowych. Sezon 2008/2009 "Blaugrana" skończyła z potrójną koroną, a świat poznał młodego trenera, znanego jako Pep Guardiola. Nawet, jeśli do zorganizowania wotum nie dojdzie, pokazuje to, jakie nastroje panują w stolicy Katalonii. Przed Laportą i jego zarządem naprawdę intensywne lato, jeżeli chcą odzyskać zaufanie fanów. A to, co najważniejsze, i tak odbędzie się dopiero na murawie.