Zbigniew Czyż, Interia: Piątkowy mecz Legia Warszawa-Śląsk Wrocław (67-69), praktycznie decydował o zajęciu drugiego miejsca przed fazą play-off. Chyba odczuwacie duży niedosyt, że w końcówce daliście sobie wydrzeć zwycięstwo? Grzegorz Kulka, Legia Warszawa: Tak. Zabrakło trochę chłodnej głowy. Myśleliśmy przed meczem, żeby wygrać co najmniej sześcioma punktami i na dwie kolejki przed końcem sezonu regularnego zapewnić sobie drugie miejsce. Być może stąd wzięły się u nas nie zawsze do końca przemyślane akcje. Trochę zabrakło także koncentracji w końcówce spotkania. Jesteśmy drużyną, która wygrywa mecze obroną i to jest nasza wizytówka. Zabrakło kilku szczegółów, żeby dowieść prowadzenie do końca. Jaki mieliście plan taktyczny na ten mecz nakreślony przez trenera Wojciecha Kamińskiego? - Całego planu oczywiście nie zdradzę, ale chcieliśmy się między innymi skupiać na tym, żeby zawodnicy Śląska nie mieli możliwości otwartych rzutów. Bardziej szukaliśmy prowokacji, żeby ich rozgrywający penetrowali naszą strefę podkoszową. W 14. meczach na własnym parkiecie to wasza druga porażka. Ale dopiero pierwsza po regulaminowym czasie gry. Z czego wynika tak świetna postawa Legii w meczach w hali na Bemowie? - Mamy treningi tylko na tej hali, dobrze się w niej czujemy. Gramy twardy basket, stawiamy rywalom zawsze trudne warunki. Myślę, że stąd bierze się tak dobry bilans. Dobre wyniki w tym sezonie zbudowały dobrą atmosferę nie tylko na parkiecie, ale też poza halą? - Tak. To jest właśnie taka nasza wizytówka. Trzymamy się razem, bez względu na to czy wygrywamy, czy przegrywamy. Rozmawiamy często ze sobą. Nie obwiniamy się wzajemnie, jeśli ktoś zagra gorsze spotkanie. "Nasza dyspozycja zwyżkuje" Nie obawiacie się, że stracicie tę dobrą dyspozycję akurat w play-offach? - Myślę, że nasza dyspozycja wręcz zwyżkuje. Jestem pewien, że idziemy do przodu. Wysoka przegrana z Treflem Sopot w Pucharze Polski była dla nas takim zimnym prysznicem. Potem przez dwa tygodnie dobrze pracowaliśmy w przerwie na mecze reprezentacji. Jestem przekonany, że będziemy się prezentować jeszcze lepiej. Nie zwieszamy głów po porażce ze Śląskiem. Tak naprawdę, czy zajmiemy drugie, trzecie, czy czwarte miejsce po sezonie regularnym nie ma większego znaczenia. I tak przystąpimy do play-offów z uprzywilejowanej pozycji. W pierwszej rundzie będziemy mieli przewagę własnego parkietu. Z kim chcielibyście zagrać w ćwierćfinale? - Nie kalkulujemy. W TOP 8 wszystkie drużyny są naprawdę silne. Do każdego rywala będzie trzeba podjeść w pełni skoncentrowanym i przygotowanym. Jest jakaś drużyna, na którą nie chcielibyście trafić? - Myślę, że nie. Czujemy się dobrze w rywalizacji z każdym. Bazujemy na naszej dobrej obronie. Mamy swój styl gry, który jest niewygodny dla każdego. Oby tylko znów nie przytrafiły się wam jakieś kontuzje. Teraz musicie sobie radzić bez Earla Watsona. - Niestety, na kontuzje nie mamy żadnego wpływu. Koszykówka to gra dosyć mocno fizyczna. Jest dużo sytuacji, które są groźne dla zdrowia zawodników. Na pewno Earl ma pecha w tym sezonie. Na szczęście jest Walerij Lichodiej, który dołączył do nas w lutym i dobrze go zastępuje na pozycji numer 5. Jest Adam Wyka, jestem też ja i Adama Linowski. Mamy zatem kilku wysokich zawodników w rotacji. Z tego co wiem, Earl wróci już na play-offy i mam nadzieję, że będziemy wtedy w pełnym składzie. Legia walczy w tym sezonie o medal? - Oczywiście. Walczymy jednak przede wszystkim o każde kolejne zwycięstwo. A na końcu sezonu chcielibyśmy zawiesić na szyi, najlepiej złoty medal. Rozmawiał Zbigniew Czyż