Języczkiem u wagi z jednej strony są sytuacje takie, jak w Baku w Azerbejdżanie. Pusty stadion, miejscowi kibice, których nie stać na przyjście na mecze (zresztą nie mają powodu, nie gra Azerbejdżan, a Turcja szybko odpadła), kibice innych drużyn rezygnujący z uwagi na odległość, koszty, pandemię i logistykę, na dodatek trybuny oddalone od boiska i to znacznie - organizacja meczów Euro 2020 w tym miejscu budzi ogromne wątpliwości i krytykę. To jednak właśnie Azerbejdżan był jednym z krajów, które najmocniej parły do przeprowadzenia mistrzostw kontynentu w takiej formie i lobbowały za tym. Po organizacji Igrzysk Europejskich w 2015 roku zależało mu na kolejnej dużej imprezie u siebie, a sam nie był w stanie jej otrzymać. Nie jest jednak Katarem, który na małym obszarze będzie gościł nawet mistrzostwa świata. Z drugiej strony jednak, mamy takie stadiony jak zwłaszcza Kopenhaga czy Budapeszt, Wembley albo Glasgow, na których atmosfera była wspaniała i gorąca. Atmosfera, za którą stał przede wszystkim fakt, że występowali na nich gospodarze. Zazwyczaj turnieje takie jak Euro czy mundial mają jednego gospodarza, względnie dwóch, gdy przeprowadza je duet krajów (np. Japonia i Korea Południowa w 2002 roku, Austria i Szwajcaria w 2008 czy Polska i Ukraina w 2012). Zatem pula meczów z gospodarzem wspieranym przez własne ściany jest na nich ograniczona. Taki kraj obdarowany prawem przeprowadzenia mistrzostw tworzył w swoim kraju unikalny mikst kibiców z różnych krajów, stawał się miejscem ich pielgrzymek, nabierał kolorytu i zmieniał się całkowicie na ten niezwykły miesiąc. Na tym Euro 2020 ograniczeń jest mniej, jako że gospodarzy pojawiło się więcej. Zespoły Danii, Szkocji, Anglii, Węgier parły do przodu pod wpływem wsparcia swoich kibiców, było widać, że jedno nakręca drugie i odwrotnie. Dzięki temu te Mistrzostwa Europy zyskały atmosferę, jakiej poprzednie turnieje raczej nie miały w aż tak dużym stopniu. No chyba że mieliśmy do czynienia jeszcze z małym Euro, takim jak np. to w 1984 roku, gdy i tak znaczna część meczów odbywała się z udziałem świetnie radzących sobie gospodarzy, czyli Francuzów. Euro 2020 szansą dla Danii, Szkocji, Węgier Powiększenie puli gospodarzy to pewna wartość dodana turnieju, zwłaszcza o tych gospodarzy, którzy nie byli w stanie przeprowadzić mistrzostw samodzielnie. Weźmy Danię, która w walce o Euro 2008 połączyła siły z innymi krajami skandynawskimi - Szwecją, Norwegią i Finlandią. Wtedy jednak UEFA nie była gotowa na turniej w czterech państwach. Szkoci próbowali wespół z z Irlandią walczyć o Euro 2008, a z Walią starać się o Euro 2016, ale także bezskutecznie. Węgrzy samodzielnie ubiegali się o Euro 2008, wraz z Austrią chcieli Euro 2004, a wspólnie z Chorwacją złożyli akces o mistrzostwa w 2012 roku - za każdym razem ponosili klęskę. Teraz wszystkie te kraje doczekały się organizacji turnieju i miały przy tym na tyle dużo szczęścia, że zakwalifikowały się na niego ich reprezentacje. UEFA nie mogła zwolnić z eliminacji jedenastu drużyn, stąd musiały one bić się o występ na Euro. Nie wszystkim się udało, w Bukareszcie odbyły się mistrzostwa bez reprezentacji Rumunii. Wsparcie dla gospodarzy, uaktywnienie sporych rzeszy kibiców w różnych częściach Europy, wreszcie poprawa atmosfery na trybunach, a co za tym idzie - może także poziomów meczów stają teraz naprzeciw logistycznych problemów związanych z przemieszczaniem się między krajami i odległymi nieraz miastami. Weźmy Polską, która musiała odbywać zupełnie absurdalne podróże z St. Petersburga do Sewilli i z powrotem, czy też Szwajcarów kursujących między Rzymem a Baku. Przeloty nie tylko utrudniały życie kibicom i mediom, zniechęcając wielu z nich do osobistego uczestnictwa w turnieju, ale i przyczyniały się do rozprzestrzenienia wirusa. Konsekwencje poznamy za kilka tygodni.CZYTAJ TAKŻE: Na Euro 2020 nie kręcę nosem. Taki turniej to zawsze świętoMimo tych kłopotów ta atmosfera i ta aktywność kibiców na stadionach oraz pewne nowum polegające na powszechności bycia gospodarzem sprzyjają temu, aby pod koniec Euro pojawiały się w głowie pewne herezje. Krytyka rozrzucenia turnieju po całym kontynencie nagle przycichła, ogranicza się w zasadzie jedynie to tego kuriozalnego Azerbejdżanu. Na pierwszy plan wybija się poziom i klimat mistrzostw. Może zatem to nie taki zły pomysł z tym pankontynentalnym turniejem, jedynie wymaga pewnych korekt? Na przykład innego wyboru gospodarzy z grona tych, którzy są w stanie zapewnić świetną atmosferę i organizację, a także innego zestawiania ich w grupach. Tak, aby dało się uniknąć dalekich wypraw. Gdyby te korekty dało się wprowadzić, możliwe że taki dziwaczny turniej zyskałby zwolenników na stałe. Kolejne Euro w 2024 roku zorganizują klasycznie Niemcy. Mistrzostwa w 2028 roku mogą mieć już jednak inną wersję, może międzynarodową. Starają się o nie samodzielnie Turcy, którzy przegrali rywalizację o turnieje w 2020 i 2024 roku, ale także wspólnie kilka krajów bałkańskich - Serbia, Bułgaria, Rumunia i Grecja. To oficjalne kandydatury, a są jeszcze inne, spodziewane. To samodzielna oferta Włoch, Anglii i Rosji oraz łączone oferty: iberyjska Hiszpanii i Portugalii, a także znana nam sprzed lat skandynawska Danii, Szwecji, Norwegii i Finlandii.Warunkiem są minimum trzy stadiony na 50 tysięcy miejsc (preferowane te na 60 tys.), minimum trzy stadiony na 40 tys. miejsc i minimum cztery stadiony na 30 tys. miejsc, co pokazuje, że Polska samodzielnie nie ma szans na organizację Euro.