W Polsce nie ma transferowej gorączki. Nikt nie robi relacji na żywo z ostatniego dnia okna transferowego (Anglia), nie śledzi profili społecznościowych piłkarzy w poszukiwaniu wskazówki (jak w przypadku Neymara). Bomba za milion euro U nas niewiele osób interesuje, gdzie wyląduje niechciany w Legii Jakub Czerwiński; jakiego napastnika ściągnie Pogoń Szczecin; gdzie podzieje się grupa zawodników, którym podziękowano w Cracovii. Zrobi się głośniej, gdy Legia sprowadzi Eduardo lub Carlitos zdecyduje o swojej przyszłości w Wiśle. Poza tym raczej nuda. Czemu? Bo polskie kluby nie mają pieniędzy na transfery. A jak już mają, to rzadko kiedy dobrze je wydają. W Ekstraklasie dużą transakcją jest już wzięcie piłkarza za pół miliona euro (którego nazwisko przeciętnemu kibicowi nic nie mówi), a wydanie miliona to już transferowa bomba. Przez ostatnie trzy i pół roku (czyli od sezonu 2014/2015) tyle zapłaciła tylko Legia za Cristiana Pasquato i Dominika Nagy’ego*. Tego Pasquato, który jesienią zagrał 15 meczów i zdobył jedną bramkę, a podobno jest napastnikiem. I tego Nagy’ego, który od października nie zagrał w Ekstraklasie, za to zaliczył cztery spotkania w trzecioligowych rezerwach Legii... W poprzednim oknie transferowym szarpnęła się też Cracovia i uniesiona pochlebnymi opiniami o słowackiej młodzieżówce po Euro 2017, zapłaciła za Jaroslava Mihalika 850 tys. euro. Co dostała w zamian? Zawodnika o takich umiejętnościach, że jesienią zaliczył trzy pełne spotkania, a średnio w meczu grał po 47 minut. Poprzednie okno to także Armando Sadiku za 750 tys. euro w Legii (podobno też napastnik, jesienią dwa gole) i Nicklas Barkroth za 650 tys. euro w Lechu (jesienią dwa pełne spotkania). To najdrożsi piłkarze poprzedniego okna transferowego. W klubach mogą się zarzekać, że jeszcze mogą "odpalić", że trzeba być cierpliwym, że to nie są pieniądze wyrzucone w błoto. Tymczasem pewnie każdy z prezesów wziąłby połowę tej kwoty, którą za zawodnika zapłacił, i podał rękę na pożegnanie. I dotyczy to wielu najdroższych zawodników z ostatnich lat (patrz zestawienie poniżej). Nawet jeśli nie okazali się niewypałami, to jednak od piłkarza z transferowego szczytu powinno wymagać się więcej niż prezentują Rafał Wolski, Ariel Borysiuk, Muhamed Keita, o Steevenie Langilu czy Michale Masłowskim nie wspominając. Za to dziś pierwsze skrzypce w lidze grają Carlitos (ściągnięty za darmo z trzeciej ligi hiszpańskiej), 33-letni Igor Angulo pozyskany przez Górnika Zabrze również za darmo, a do niedawna w Warszawie kibice opłakiwali odejście Vadisa Odjidji-Ofoe, najlepszego gracza Ekstraklasy, który dołączył do Legii, bo rozwiązał kontrakt z Norwich. Przypudrowani przeciętniacy? Rozwiązania tej sytuacji są dwa. Pierwsze - piłkarze warci do miliona euro to tylko przypudrowani przeciętniacy, którzy dobrze prezentują się w reklamówkach menedżerów, a umiejętnościami niewiele różnią się od ligowców. A jak jeszcze źle zaaklimatyzują się w nowym środowisku, to już w ogóle klapa na całej linii. To tak jakby do firmy ściągnąć informatyka nie za 5 tys. zł, ale 5,5 tys. zł miesięcznie i oczekiwać cudów, podczas gdy ci najlepsi i rzeczywiście robiący różnice, zgarniają po 20 tys. Drugie rozwiązanie uderza w kluby, bo oznacza, że nie potrafią wydawać pieniędzy i nie zmieniają tego dodatkowe dziesiątki, a nawet setki tysięcy euro. Po prostu ludzie odpowiedzialni za transfery w Ekstraklasie wyszperali takich zawodników, że z tych najdroższych może 20 proc. było wartych swojej ceny, podczas gdy przyzwoita skuteczność transferowa to 50 proc. Z bogatszych klubów Ekstraklasy nie powinni jednak śmiać się ci biedniejsi, którzy nie mają pieniędzy na transfery. Bo przy takiej skuteczności transferowej opowieści o krezusach w polskiej lidze tracą na mocy (choć oczywiście nie są bez znaczenia), za to wygrywają ci, którzy potrafią wygrzebać brylancik z tysięcy zawodników z kartą na ręku, a także wychować ponadprzeciętnego piłkarza. A specjalistów w tych branżach w Ekstraklasie na razie też nie widać. Piotr Jawor Najdroższe transfery w Ekstraklasie Jesień sezonu 2017/2018: Cristian Pasquato (Legia, 1 mln euro), Jaroslav Mihalik (Cracovia, 850 tys. euro), Armando Sadiku (Legia, 750 tys. euro), Nicklas Barkroth (Lech, 650 tys. euro). Sezon 2016/2017: Dominik Nagy (Legia, 1 mln euro), Artur Jędrzejczyk (Legia, 900 tys. euro), Thibault Moulin (Legia, 800 tys. euro), Rafał Wolski (Lechia, 500 tys. euro), Steeven Langil (Legia, 500 tys. euro), Filip Strarzyński (Zagłębie, 500 tys. euro), Krzysztof Piątek (Cracovia, 500 tys. euro), Jakub Czerwiński (Legia, 500 tys. euro). Sezon 2015/2016: Ariel Borysiuk (Lechia, 800 tys. euro), Michał Pazdan (Legia, 700 tys. euro), Adam Hlouszek (Legia, 500 tys. euro), Maciej Gajos (Lech, 500 tys. euro); Sezon 2014/2015: Damian Łukasik (Lechia, 800 tys. euro), Michał Masłowski (Legia, 800 tys. euro), Bartłomiej Pawłowski (Lechia, 600 tys. euro), Muhamed Keita (Lech, 600 tys. euro). *wszystkie ceny za Transfermakt.de