Na środowy pogrzeb przyszły tłumy. Zenon Lissek sobie na to zasłużył: poruszał miejscową społeczność, a jego talent sprawiał, że ludzie się wzruszali, a dla wielu bajtli był bożyszczem. Także dla takich, którzy na nim wychowani, grali potem w ekstraklasie. Zawsze, kiedy rozmawiałem z miejscowymi o Zenonie Lissku, ich twarz nabierała szczególnego wyrazu. Było to pomieszanie szacunku i dumy, że taki ktoś "przytrafił się" Szombierkom. Od czasów wspaniałej drużyny wicemistrzów Polski z braćmi Wilimami na czele przyszły na świat kolejne pokolenia fanów "Zielonych", którzy nie chcieli żyć jedynie wspomnieniami. Chcieli kogoś, kto urzeczywistni ich nowe marzenia.I ktoś taki się zjawił. Szombierki Bytom: "dobrze, że mi to mówisz. tato" Zenek był jedynakiem, jego ojciec Wolfgang pracował na kopalni. Dla bajtla od samego początku liczyła się tylko piłka. Już jako dziecko śni mu się, że gra na boisku Szombierek. Jeszcze na tym starym, na Hasioku. Zna to miejsce, bo Wolfgang Lissek lubi piłkę i zabiera chłopca na mecze. Ale o snach Zenek opowiada z przejęciem matce. - Może ci się to wyśni Zenuś - mówi ta z czułością. Wyśniło!Nie może się doczekać pierwszego treningu. Kiedy ma dziesięć lat, nie przyjmują go - jest za mały. Co za rozczarowanie! Rok później zachwyt i duma: w 1973 roku dostaje się do ukochanego klubu. Podrósł przez rok niewiele. Tam gdzie inni mają na klatce piersiowej dumny napis "Szombierki", u Zenka ten napis znajduje się... schowany w spodenkach. A numer na koszulce - z drugiej strony, widać tylko górę...Zenkowi to nie przeszkadza - chce grać. Ojciec przychodzi na jego mecze. Chwali mało, jest twardym Ślązakiem oszczędnym w słowach. Po latach na łożu śmierci wspomina jeden z meczów syna, kiedy ten strzela ważnego karnego.- Zenek, pamiętasz tamten mecz?- No pewnie! - Byłem z ciebie wtedy taki dumny. - Dobrze, że mi to mówisz przynajmniej teraz, tato. Patrzą na siebie ze łzami w oczach. Dziś płaczemy my. Dyrektor kopalni: "Od dziś Lissek jest kapitanem" W Szombierkach szybko przekonują się, jaki to talent. Najbardziej odpowiada mu rola klasycznego rozgrywającego, potrafi też świetnie uderzyć na bramkę. Jego sylwetka jest charakterystyczna, widziałem, że do dziś wyznawcy jego talentu z upodobaniem naśladują jego ruchy. Kiedy w 1980 roku Szombierki zdobywają jedyne w historii mistrzostwo, Zenek ma 19 lat. Nie łapie się jeszcze do drużyny. Trener Hubert Kostka stawia wówczas na innych, grających bardziej twardo. Lissek gra w drużynie rezerwowej i dostaje etat w kopalni - tak, zgadliście - "Szombierki". Kostka umożliwił młodzianowi debiut w ekstraklasie w 1981 roku, ale uważał, że ma jeszcze czas. Piłkarz nie chciał czekać. Odszedł do III-ligowej wówczas Uranii Ruda Śląska. Tam od razu zaczął czarować. - Kiedy grał w Uranii, wiązał rywalom tą swoją lewą nogą krawaty. Miał zmysł, technikę, pomysły i piekielnie mocne uderzenie z "lewicy" - komentują kibice jeszcze dziś. Zachwycony dyrektor kopalni "Wirek", gdzie przeniósł się Lissek, schodzi po jednym z meczów do szatni i obwieszcza: "od dziś Lissek będzie kapitanem". W Uranii zgrywa się z napastnikiem Bogusławem Cyganem, będą potem czarować w Szombierkach. Zenek czaruje dwa lata i przychodzi... propozycja z Szombierek. Urania chciałaby, żeby został, ale miłości się nie odmawia. Po powrocie od razu zostaje liderem. W debiucie gra tak dobrze, że trener Zbigniew Myga, jeden z następców Huberta Kostki, przynosi mu do szatni... kwiaty. W 1987 roku Szombierki zdobywają awans do ekstraklasy i Lissek jako reżyser gry zaczyna czarować całą Polskę. Przez dwa lata ma udział prawie w każdej bramce "Zielonych". Gra tak jak lubi: wypracowuje sytuacje. Sam przez dwa sezony wbija po osiem bramek. Zachwyceni nim kibice malują w pobliżu jego domu wielki napis, który sam pamiętam: "ZENON LISSEK". Za oknem stoją, gapią się i rytmicznie klaszczą. Nie ma tygodnia, żeby ktoś nie zapukał po autograf. Dzielnica szaleje na jego punkcie. Na placach, gdzie bajtle grają w piłkę, wszyscy chcą być "Zenkiem". A jemu sodówa wcale nie odwala. Zdobywa miejsce w reprezentacji olimpijskiej u Zdzisława Podedwornego, selekcjoner Wojciech Łazarek - co dla wielu jest zdumiewające - nie widzi go jednak w składzie. Zenon Lissek strzela Juventusowi Turyn Bardzo chcą go inne śląskie kluby. Marian Dziurowicz ciągnie do GKS-u, ale Zenek ostatecznie idzie do Górnika. Gra tam tylko rok. Ma pecha, od razu na początku doznaje nietypowej kontuzji - kiedy otwiera wodę mineralną butelką o butelkę - kapsel rozcina mu rękę. W pierwszym składzie debiutuje w ósmej kolejce. W historii Górnika zapisuje się pięknym golem strzelonym Juventusowi w Pucharze UEFA - z 20 metrów w okienko. Zżywa się z nowymi kolegami, ale przeważa tęsknota za Szombierkami. Prosi działaczy żeby go... oddali. Dopina swego. Jeszcze raz zdobywa z Szombierkami awans do ekstraklasy... Próbuje sił w Niemczech, w Hansie Rostock, ale znów przeważa tęsknota z Szombierkami. Szombry mogą liczyć na Zenka aż do czterdziestego roku życia. "Zielonym" się nie odmawia... Ból na koniec życia Niestety - lekarze już po zakończeniu kariery diagnozują u piłkarza zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową stawów. Ból jest taki, że nie da się spać. W 2020 roku trafił do szpitala. Rak. Przeszedł dwie ciężkie operację, kiedy odwiedziłem go w domu, twierdził, że teraz będzie lepiej. Nie było. Cierpiał, ale się nie skarżył. Na środowy pogrzeb do kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa przyszło mnóstwo ludzi, kibiców, którzy pamiętali go z boiska, ale i przyjaciół, dawnych piłkarzy Szombierek, działaczy, byli również prezydent i wiceprezydent miasta. Zenek, kiedyś król dzielnicy, stał się jej symbolem. W Szombierkach Go nie zapomną. Nawet nikt nie musi o tym tutaj zapewniać. ***Korzystałem z własnej książki "Zieloni. Szombierki, niezwykły śląski klub" - wydanej w 2020 roku.