Stadion Śląski zawsze był szczęśliwy dla reprezentacji Polski. Tutaj rozgrywała najważniejsze mecze w eliminacjach zakończonych awansem do mistrzostw świata w 1974, 1978, 1982, 1986, 2002 a także do mistrzostw Europy w 2008 roku. Niemniej Śląski jest niezwykle szczęśliwy także dla reprezentacji Szwecji. Jest bilans jest wręcz porażający: Grała tu trzykrotnie do eliminacji wielkich imprez i za każdym razem zwyciężała nie tracąc nawet bramki. Polska - Szwecja, klaps pierwszy Rok 1989 to okres przemian politycznych i społecznych, ale jednocześnie czas kiedy trudno było przyzwyczaić się ówczesnemu pokoleniu kibiców, że Polski może zabraknąć na mundialu. Biało-czerwoni grali na nim niezmiennie od 1974 więc zaczęto uznawać to za pewnik. Aż wreszcie się nie udało, choć sformułowanie "nie udało" jest niewłaściwe - w ogólnym rozrachunku Polska była wyraźnie gorsza od Szwecji, która zajęła pierwsze miejsce w grupie i Anglii, która była druga. W 1989 roku Szwedzi na Stadionie Śląskim wywalczyli pierwszy awans na MŚ od 1978 roku. Polacy nie zagrali w tym meczu o wszystko: wiedzieli już, że awansu nie będzie. Bardziej na wyniku zależało gościom, którzy w razie zwycięstwa wygrywali grupę. Tak się właśnie stało. Byłem na tamtym meczu. Pamiętam, że przed spotkaniem jako nastolatek bardzo chciałem zdobyć autografy szwedzkich gwiazd więc udałem... obsługę techniczną. Złapałem jakiś przedmiot i wśród innych przeniosłem go do środka i w hotelowym hallu poprosiłem o podpisy szwedzkie gwiazdy. Nikt nie odmówił. Zdołałem złapać Johny'ego Ekstroema, Matsa Magnussona, Glena Hysena, szalonego bramkarza Thomasa Ravellego (ten podpisał mi się nawet dwa razy), Klasa Ingessona czy trenera Olle Nordina zanim obsługa mnie wyrzuciła. Mecz oglądałem bez emocji, bardziej przyglądałem się szwedzkim kibicom. Pamiętam, że wrażenie zrobiło na mnie, że pili... piwo z puszki. Dziś brzmi to śmiesznie, ale wtedy piwo z puszki było czymś niecodziennym, w Polsce były tylko w butelkach. Wtedy przyjechało ich mnóstwo, na Śląskim było ich więcej niż Polaków. Chcieli świętować awans i świętowali. Do Polski płynęli trzema promami Polskiej Żeglugi Bałtyckiej. Ta pełna obaw o ich stan, zatrudniła komandosów z prywatnej szczecińskiej firmy. Nic jednak promom się nie stało. Dziesięć lat później widziałem za to jak odpadł sufit w knajpie na promie kiedy polscy kibice płynęli na mecz do Szwecji. 25 października 1989, godz.17, eliminacje mistrzostw świata Polska - Szwecja 0-2 (0-1) Bramki: 0-1 P. Larsson (35., z karnego), 0-2 Ekstroem (60.) Sędziował: Ziller (NRD); widzów: 25 000. Polska - Szwecja, klaps drugi W 1999 roku ówczesny selekcjoner Janusz Wójcik podkreślał, że Stadion Śląski mu nie pasuje. Był zdenerwowany, jego "szczęśliwa gwiazda" zaczęła akurat blaknąć, cztery dni wcześniej przegrał na Wembley mecz z Anglią. Wówczas chorzowski obiekt był modernizowany i nie mógł zapełnić się w całości. Wypełniły się więc do ostatka tylko trybuny przeznaczone do użytku. Wójcikowi tak się nie podobało, że potem dopiął swego: rewanżowy mecz z Anglikami został przeniesiony na stadion Legii. Był to wówczas element wojny futbolowej między Jackiem Dębskim, ministrem sportu i Marianem Dziurowiczem, prezesem PZPN. Dębski chcąc zrobić na złość Dziurowiczowi, poparł przenosiny. Ostatecznie mecz z Anglią obejrzało w Warszawie 15 tysięcy ludzi. A ze Szwecją na Stadionie Śląskim Polska przegrała, bo kapitan Jerzy Brzęczek nie umiał dogonić Frederika Ljungberga, szwedzki piłkarz biegł bowiem z piłką szybciej niż polski bez niej. 31 marca 1999, godz. 20.30, eliminacje mistrzostw Europy Polska - Szwecja 0-1 (36.) Bramka: 0-1 Ljungberg (36.) Sędziował: Merk (Niemcy); widzów: 30 000. Polska - Szwecja, klaps trzeci O tym meczu wszyscy chcieli jak najszybciej zapomnieć. Nie wyszedł Polakom, którzy gola pierwszego stracili już po 180 sekundach. W grupie eliminacyjnej dali się wyprzedzić nie tylko Szwedom, ale i Łotyszom, z którymi wcześniej sensacyjnie przegrali w Warszawie. W efekcie opuścili więc kolejny wielki turniej - tym razem w Portugalii. O tym, że ta porażka była bolesna - okazało się poniewczasie. Ten mecz niby nie zabierał szans na awans Polakom, przy założeniu, że Szwedzi nie przegrają u siebie z Łotwą. A... przegrali! Dlatego zwycięstwo w Budapeszcie z Węgrami - pierwsze w historii! - i dwa gole Andrzeja Niedzielana nic biało-czerwonym nie dały. Polacy kończyli w dziesiątkę, bo wcześniej plac z czerwoną kartką opuścił Tomasz Hajto za uderzeniu rywala łokciem. To była jego druga żółta kartka w tym meczu. Ciekawe, że oba kartkowe faule kapitan biało-czerwonych popełnił na tym samym napastniku - Marcusie Allbäcku. Trzeba przypomnieć, że z tym rywalem generalnie nie wychodzi nam... zawsze. W meczu o stawkę Szwedów jako ostatnia pokonała drużyna Kazimierza Górskiego podczas na mundialu w 1974 roku. Czas to zmienić! 10 września 2003, godz. 20.15, eliminacje mistrzostw Europy Polska - Szwecja 0-2 (0-2) Bramki: 0-1 Nilsson (3.), 0-2 Mellberg (38.) Sędziował: Riley (Anglia); widzów: 25 000. Paweł Czado