Dokładnie dziś mija rocznica wejścia do kin filmu "Piłkarski poker" Janusza Zaorskiego. W 1989 roku byłem jeszcze nastolatkiem i o wielu sprawach nie miałem pojęcia. Także o korupcji w piłce. Kilka scen zapadło mi w pamięć, wiele smacznych dialogów z tego filmu ludzie powtarzają w różnych sytuacjach do dziś, czasem nie zdając sobie sprawy, że to kwestie z "Piłkarskiego pokera".Siłą tego filmu jest fakt, że grają w nim - i dobrze się bawią - znakomici aktorzy. Gdyby w te role wszedł ktoś ciut gorszy, były groteskowe, a tak są jedynie ciut przejaskrawione. Jestem na parkingu w Zabrzu Lata 80. w polskim kinie są znacznie bardziej odważne pod względem obyczajowym niż wcześniejsze. Dlatego "Piłkarski poker" może ociekać erotyzmem, a właściwie płatnym seksem. Kręgi futbolowe różniły się od innych tym, że tam za taki seks nie płaci ten, który korzysta. To przecież rodzaj "usługi biznesowej".Akcja "Piłkarskiego pokera" rozgrywa się wokół ligowego sezonu, w którym o mistrzostwo biją się Czarni Zabrze i Powiśle Warszawa. Jakimi metodami? Nie, tym razem nie będzie o arbitrze granym przez Henryka Bistę i jego "kibicach". Atmosferę dobrze oddaje inna scena, nakręcona pod stadionem w Zabrzu. Jadę w to miejsce i piszę stamtąd te słowa. W filmie "Bolo" (grany przez świetnego Mariana Opanię) jedzie do "Grundola", najlepszego napastnika "Czarnych". Chce żeby "Grundol" zagrał, ale nie strzelił ani jednego gola w najważniejszym meczu, który zdecyduje o mistrzostwie. W zamian za to, że Powiśle wygrałoby ligę, "Bolo" oferuje załatwienie zgody "na wyjazd piłkarza i podjęcie gry w wybranym klubie zagranicznym". Wtedy o wyjeździe marzyli wszyscy najlepsi piłkarze grający w Polsce. Na wynik meczu Czarnych z walczącą o utrzymanie Białą Białystok "Bolo" czeka na zabrzańskim parkingu w białostockiej czarnej wołdze. Piszę te słowa z tego samego miejsca. "Bolo" przez zakręconą szybę pokazuje "Grundolom" zgodę na wyjazd brata zagranicę. Kierowca z Białegostoku początkowo nie chce puścić w aucie transmisji z meczu, bo "przeszedł już dwa zawały". Znudzony "Bolo" krzyczy więc na czekających niecierpliwie w pobliżu "Grundoli".- Skombinujcie jakiś towar! - Jaka ma być? - Jakiś zdrowy cymes. Jedna, ale dobra. - A pan? - pyta brat "Grundola" taksówkarza.- Ja nie, ja dziękuję...Ta scena mnie oszołomiła. W chłopięcym romantyzmie nie wierzyłem, że to mogłoby się tak rozgrywać!Skonfudowany białostocczanin obciera po chwili pot z czoła, kiedy przed nosem spada mu damski but pięknej kobiety rozłożonej na tylnym siedzeniu. Jego cała czarna Wołga rusza się w jednostajnym rytmie. "Bolo" idzie na całość. Jednocześnie słychać podekscytowanego sprawozdawcę Andrzeja Zydorowicza: "Grundol dwoi się i troi, strzela na bramkę przeciwnika, ale ta jest jak zaczarowana. Suną ataki za atakiem na bramkę Białej Białystok (...) Gospodarze zdobywają olbrzymią przewagę (...) Kolejny atak gospodarzy, szybko rozgrana akcja. Podanie na prawą stronę, dośrodkowanie do Grundola, Grundol wpada na pole karne... Gol! (w tym momencie Wołga przestaje się ruszać) Nie... Nie ma gola (znowu zaczyna). Mistrzem Polski został kto inny W końcówce rozluźniony "Bolo" i "Grundole" oglądają telewizyjną transmisję w taksówce już razem. - Dawaj pan! Już nie strzeli! - krzyczą w pewnym momencie "Grundole" z niecierpliwością. - Spokojnie. To nie koniec meczu - odpowiada niewzruszenie "Bolo". Po chwili oddaje jednak uszczęśliwionym "Grundolom" papierek ze zgodą na wyjazd, a sam dostaje od człowieka z Białegostoku torbę obiecanych pieniędzy, bo "Biała" sensacyjnie wygrywa z "Czarnymi". Nie będę oczywiście opisywał całej fabuły, zawsze warto przypomnieć sobie ten film. Wielu ludzi do dziś wierzy, że zawarte w nim treści to najprawdziwsza prawda, inni - że wręcz przeciwnie. ***Post scriptum napisała rzeczywistość. Dwa miesiące po wejściu filmu do kin mistrzem Polski nie został ani klub z Warszawy ani z Zabrza lecz... Ruch Chorzów. Nikt nie mógł mu zarzucić, że mistrzostwo wywalczył nieuczciwie. PS Niektórzy fani futbolu do dziś zastanawiają się jak nazywa się piękna dziewczyna, która zagrała panienkę z taksówki...