Ostatnio wpadłem na historię o dziwnej bramce podczas meczu Piasta Gliwice z Odrą Opole, która padła w 1974 roku za sprawą chłopca do podawania piłek. Okazuje się, że Górny Śląsk ma szczęście do "dziwnych bramek". Równie kuriozalna padła w Bytomiu ponad pół wieku wcześniej, już w 1920 roku - choć okoliczności są całkiem inne. Był to gorący czas, nie było przecież wiadomo do kogo będzie należał Górny Śląsk - do Polski czy do Niemiec. Właśnie wtedy przyjechała mocna polska drużyna Pogoni Lwów. Jej mecze miały demonstracyjny, propagandowy charakter, przyznać trzeba, że cel był polityczny: trzeba było pokazać, że Polacy też potrafią grać w piłkę. Roznamiętniona publiczność Lwowiacy przyjechali najpierw do Katowic, rozegrali zwycięskie mecze, które na rywalach z Bytomia zrobiły wrażenie. Beuthen 09 był najlepszą niemiecką drużyną lat 20., grało w niej wielu znakomitych zawodników. Bytomski klub widząc, że to nie przelewki rozesłał wici do... Wrocławia i Berlina. To było wielkie wydarzenie, upamiętniono je nawet w pamiątkowej księdze Pogoni z 1939 roku: "Gra ze strony 09 była brutalna, wygrać pragnęli za wszelką cenę, wygrać choćby przeważając szalę siłą fizyczną przy doppingu [pisownia oryginalna, przyp.aut.] wielotysięcznej, roznamiętnionej publiczności nie niemieckiej". Odkopnięta piłka Mimo to do przerwy świetnie grający lwowiacy prowadzili 3:0. "Gracze niemieccy byli zgnębieni, wśród publiczności zapanował złowrogi nastrój dla nas i dla wiedeńskiego sędziego Hippa". Atmosfera jest ciężka. Zaraz po przerwie z boiska musi zejść jeden z kontuzjowanych lwowiaków. Pogoń zaczyna bronić przewagi i... wtedy właśnie pada ta kuriozalna bramka. "Po kilkunastu minutach bezowocnych wypadów niemieckich, piłka uderzona przez któregoś z napastników 09, potoczyła się do publiczności - stojącej murem na linii bramkowo-autowej. Ktoś z widzów odkopnął ją z powrotem do napastnika niemieckiego a ten wpakował ją do naszej bramki. Tak obrońcy jak i bramkarz nawet się nie ruszyli, w przekonaniu, że cała akcja jest nieważna. Tymczasem tłum zaczął bić brawo i szaleć z radości. Dr Hipp stał blady i nie wiedział co robić, z naszych graczy też nikt się nie odezwał. Wówczas Bongers [środkowy napastnik o wzroście 192 cm, przyp.red.] chwycił piłkę i postawił ją na środku boiska - tłum wiwatował i ryczał, a najzagorzalsi runęli ławą ku drowi Hippowi, który pod takim terrorem bramkę uznał". Pomogła bojówka W 81. minucie padł drugi gol dla gospodarzy, już prawidłowy. Było tylko 2-3! Grała stała się zażarta i brutalna". Drużynie Beuthen nie udało się wyrównać a kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni na boisko... wpadła bojówka uzbrojonych górników o propolskich sympatiach, którzy odprowadzili graczy do hotelu. Kuriozalna bramka ostatecznie nie wpłynęła więc na ostateczny rezultat, ale warto przecież przypomnieć tę historię po ponad stu latach.