Gra reprezentacji Polski w ostatnim grupowym meczu eliminacji mundialu wyglądała źle, ewentualnie bardzo źle. Mnie osobiście - nie zaszokuję was: ...nie podobała się. Pewne decyzje podjęte przez selekcjonera Paulo Sousę można uznać za błędne. Decyzja z odstawieniem Lewandowskiego od składu w meczu, który miał istotny wpływ na ewentualne rozstawienie w barażach, przypomina mi historię z mosiężnym piecem Filipa III Habsburga, króla Hiszpanii i Portugalii na początku XVII wieku. Reprezentacja Polski: ciągle wszystko jest do uratowania Otóż o Filipie krąży opowieść jakoby miał umrzeć z powodu gorączki, której nabawił się dlatego, że grzał się bez opamiętania przy mosiężnym piecu. Może monarcha nawet i by się nie grzał, ale mimo nawoływań nie potrafiono... odnaleźć sługi do którego obowiązków należało odsunięcie pieca! A król nie mógł się zniżyć i samemu od pieca odejść, nie można przecież narażać monarszej godności na szwank...Reprezentacja Polski może odpaść w eliminacjach mundialu dlatego, że mecz w którym powinno dochować się wszelkich starań, by go wygrać, bo ułatwiłoby grę w barażach - wszelkich starań nie dochowano. Wystarczyło przecież nie przegrać, żeby mieć pewność rozstawienia w barażach. To jest sport i ryzyko porażki zawsze należy brać pod uwagę, ale kiedy Polska przegrywała na plac powinien wyjść nasz smok, Robert Lewandowski by próbować przynajmniej uratować remis, a więc to co było ważne. Niestety - zapadła decyzja, że Lewandowski zamiast grać będzie siedział i grzał się poza boiskiem. Dobrze, że nie przy piecu.Tak naprawdę ciągle nic jednak nie wiadomo. Może zdarzyć się, że rozstawienie Polsce przypadnie nawet przy porażce z Węgrami, choć prawdopodobieństwo jest znacznie mniejsze niż wcześniej. Żeby być rozstawionym - Walia musi we wtorek przegrać z Belgią, Holandia nie może przegrać z Norwegią i Turcja nie może wygrać Czarnogórą. Może zdarzyć się też, że Polska wywalczy awans, nawet jeśli przyjdzie jej grać na wyjeździe z teoretycznie silniejszym przeciwnikiem. Nie należy tego przecież wykluczać. Obecne głosy pełnie drwiny nie robią na mnie wrażenia: zawsze jest tak, że ci najwięksi prześmiewcy są potem pierwsi do łaszenia się i klaskania, kiedy nagle drużynie z której drwią zaczyna żreć. Chodzi jedynie o to, żeby nie wylewać dziecka z kąpielą, czyli rozliczyć dopiero po wszystkim - kiedy będzie wiadomo, że nie ma już szans na nic. W tej chwili absolutnie nie można tak powiedzieć. Teoretycznie drużyna Paulo Sousy ciągle przecież ma szanse na wywalczenie w Katarze nawet... mistrzostwa świata. Jestem zwolennikiem pracy selekcjonera do momentu, kiedy może odnieść sukces. Powtarzam to przy każdej okazji: Polska to na tyle duży kraj, że trener reprezentacji powinien być zwalniany dopiero wtedy, gdy nie wywalczy awansu z grupy na dużej imprezie. Euro Paulo Sousie jednak nie liczę; cały cykl do mistrzostw nie odbył się z jego udziałem i odpowiedzialnością, był na tym stanowisku świeży. Natomiast eliminacje mistrzostw świata to już jego wybory i w pełni jego odpowiedzialność. Jeśli nie wywalczy awansu - mimo całej dla niego sympatii - powinien odejść. Bo tu nie sympatia powinna grać rolę a wyniki. Reguły powinny być proste: robisz wynik - zostajesz. Nie robisz wyniku - odchodzisz. Reprezentacja Polski to zbyt poważna sprawa i niczyj ogródek. Gdy przesadzasz z wiarą w trenera - wychodzisz na tym jak Anglia na sir Walterze Winterbottomie. Stadion Narodowy szczęśliwy? Proszę o powagę... A jeśli reprezentacja Polski naprawdę będzie musiała o mundial bić się na wyjeździe? Cóż, zawsze trzeba poszukać plusów. Znalazłem więc: nie będzie trzeba przynajmniej słuchać pitolenia o rzekomo "szczęśliwym" Stadionie Narodowym w Warszawie. Na razie dajmy jednak Paulo Sousie spokojnie pracować, kibicujmy mu i trzymajmy kciuki za awans. Zwolnijmy go dopiero pod znanym już warunkiem - gdy się nie uda. Ciągle jednak może się udać. Pamiętajmy o tym.