Wielu chciałoby uważać, że Polska jest miejscem nadzwyczajnym na tle reszty świata, Prometeuszem narodów. W mojej opinii tak samo jak nie jest nadzwyczajna na plus (takie spojrzenie to jedynie kwestia patriotyzmu) tak samo nie jest nadzwyczajna na minus. Jest taka jak inne miejsca, gdzie futbolowi geniusze rodzą się na równi z piłkarzami nieudanymi. Nie jest tak, że to kraj idealny do gry w piłkę, nie jest jednak też tak, że jest spaloną ziemią nad którą unosi się jedynie szyderczy śmiech. Ludzie przepadają tutaj za futbolem jak wszędzie indziej, tylko frustrują się chyba bardziej. Po klęsce Lecha Poznań: czemu winien polski piłkarz? Lubimy popadać ze skrajności w skrajność, ale powtarzam: w mojej opinii Polska nie jest krajem futbolowych nieudaczników. Nie jest tak, że w Polsce nie ma dobrych piłkarzy, że nie da się wyszkolić dobrych piłkarzy. Robert Lewandowski w Polsce grał do 22 roku życia. Jakub Kamiński, wychowanek Szombierek Bytom, w Polsce grał do 20 roku życia. Nie ma co obrażać się na rzeczywistość i psioczyć, że tacy piłkarze odchodzą zagranicę, to jedyne sensowne rozwiązanie, korzystają oni, ale i futbol reprezentacyjny. Dlaczego więc tak słabo idzie polskim klubom? Owszem są biedne (na tle europejskiej konkurencji), ale dlaczego czasem dostają baty także od drużyn, które mają budżet jeszcze mniejszy? Lech dostał baty w Azerbejdżanie prowadzony przez zagranicznego trenera wyuczonego poza Polską, który wstawił do wyjściowego składu dziewięciu zagranicznych graczy, wyuczonych poza Polską. Jaka więc w tym słabość polskiej piłki? Otóż taka, że przy obecnej personalnej fluktuacji, kiedy jeden zawodnik może zaliczyć dwadzieścia klubów w dwudziestu państwach w ciągu dziesięciu lat kariery, polskie kluby są w stanie sprowadzić takich cudzoziemców a nie innych - owszem, dobrych na polskie warunki, potrafiących u nas zachwycić, jednak obiektywnie słabych w konfrontacji z zagranicznymi rywalami. Po klęsce Lecha Poznań: a może zainwestować w to ogniwo? Może trzeba wyłożyć więc duże pieniądze przede wszystkim nie na zagranicznych piłkarzy, nie na zagranicznego trenera lecz na zagranicznego... dyrektora sportowego? Podkupić takiego, który pracował w przeciętnym z naszego punktu widzenia klubie, potrafił rywalizować co najmniej w rozgrywkach grupowych europejskich pucharów? Takiego, który przy określonym budżecie potrafi sprowadzić piłkarzy lepszych od wcześniej sprowadzanych, dających nadzieję na coś więcej w Europie? Chodzi mi o kogoś kto buduje politykę transferową firmy. Może tutaj, w polskim futbolu klubowym, są największe rezerwy? Ktoś taki ma własne odrębne kontakty i własną odrębną wiedzę oraz doświadczenie. To ważne, bo zauważcie: często kiedy jeden polski klub interesuje się jakimś zawodnikiem, zaraz interesuje się nim drugi albo trzeci. Skąd ten drugi albo trzeci wie o zainteresowaniu pierwszego? Może to sprawdzony zagraniczny dyrektor sportowy z kompetencjami, własną wizją, własnymi, nieznanymi wcześniej w Polsce kontaktami - - przy komforcie pracy w dłuższym okresie niż jedno okienko transferowe - jest tym brakującym ogniwem? Po klęsce Lecha Poznań: biadolenie jest nudne Nie wiem, zastanawiam się. Podejrzewam, że gdyby ktoś w stu procentach wiedział to jego klub już grałby w Lidze Mistrzów. Jest w nas jednak jakaś masochistyczna skłonność to publicznego rozdzierania szat i biadolenia jacy to jesteśmy słabi. Słabi a więc głupi i nieudaczni. Nie lubię tego. No, owszem - najmocniejsi nie jesteśmy i zapewne nigdy nie będziemy. Nie jest jednak też tak, że klęska Lecha naznacza polską piłkę na wiele lat. Może już za rok kolejny mistrz będzie grał w rozgrywkach grupowych Ligi Mistrzów. Może z zagranicznym dyrektorem sportowym? Nie mam pojęcia. Nie będę jednak biadolił. Biadolenie jest nudne.