Pater patriae, ojciec dzieciom, człowiek-rowerek, król wrzosowisk. Cholernie inteligentny, świetnie reagujący na otoczenie, potrafiący oszukać rywala w zdumiewająco różnorodny sposób. Taki właśnie jest Leo Messi podczas katarskiego mundialu. Niektórzy życzą Argentyńczykowi mistrzostwa, bo ich zdaniem to mu się należy. Patrzę na to szerzej: życzę Messiemu mistrzostwa przede wszystkim jako reprezentantowi Argentyny. Dlatego, że pasuje idealnie do tej właśnie drużyny. Nie polega na prawdzie stwierdzenie, że ciągnął ją za uszy przez wiele lat, na wielu turniejach. Tak mogą uważać jedynie dyletanci. Nie da się wygrać turnieju w pojedynkę, nigdy nie jest tak, że święci triumf zespół złożony z jednego artysty i dziesięciu nosicieli fortepianu. CZYTAJ TAKŻE: Niewiarygodny wyczyn Messiego. Argentyńczyk znów robi show! Fenomen Leo Messiego w mojej opinii polega na tym, że on gra tak jakby ciągle był... kilkuletnim chłopczykiem. Takim, który jeździ na rowerku slalomem między kolegami, kreśli esy-floresy, takim, który z uciechą naciska pedały, wielokrotnie objeżdża obrońców z satysfakcją. Jest w tym jakaś niecodzienna przyjemność bajtla o chmurnym spojrzeniu, który tę złość traci jedynie właśnie gdy pedałuje po murawie. Ugć - ugć - ugć - ugć - ugć... Wyglądało to na dziecinnie proste, a przez to było tak nieprawdopodobnie sugestywne. Coś się jednak jakiś czas temu zepsuło... Leo Messi: Zużycie? Nie... Usterka! Nieoczekiwanie Messi zstąpił z niebios i stał się jakby... zwykłym piłkarzem. Zwykłym w sensie, że jego prowadzenie piłki, przegląd sytuacji, akcje, owszem - były nienaganne. To budziło jednak moje rozczarowanie, bo "nienaganne" nie znaczy już "genialne". Przestraszyłem się. Przestraszyłem, że Messi zepsuł się, a właściwie... zużył. Zużył w sensie fizycznym. Byłoby to narutalne. Niektórzy zużywają się wcześniej inni później, niektórzy szybciej, inni - wolniej. Balem się, że Messiego spotka los... hmmm..., kogo by tu podać za przykład... wiem - Jakuba Błaszczykowskiego. Przez kilka sezonów ten piłkarz zachwycał mnie w Wiśle odejściem na kilku metrach, potem to stracił i był już tylko jednym z wielu. Przykro byłoby oglądać podobnie kończącego Messiego... Stał się cud. Leo odżył. Nie wiem jak to się stało i kto za tym stoi, ale obecnie Messi jest najlepszą kopią samego siebie sprzed lat. A może właśnie teraz jest wręcz w tym najlepszym momencie? Może to wcześniej były kopie, a dopiero teraz mamy do czynienia z idealnym florenckim Dawidem? CZYTAJ TAKŻE: Trening Argentyńczyków bez Messiego, ale... za to z nim. Kompletne zaskoczenie! Jest jednak coś jeszcze. Żeby jednak to zachwycające mijanie rowerkiem kolejnych sfrustrowanych przeciwników miało sens potrzebna chęć wygrywania. Tę na szczęście Messi ma na niebotycznym wręcz poziomie, właściwie jest nią przesiąknięty. Chęć wygrywania sprawia, że Messi nigdy nie chce zejść z boiska. Ta historia kiedy Messi pierwszy raz spotkał się z Diego Maradoną... Było to w programie La Noche del 10 prowadzonym przez "Boga" w stacji Canal 13. Messiemu spociły się wtedy z wrażenia dłonie, ale... przeszło mu kiedy zagrali w siatkonogę - Maradona z Enzo Francescolim przeciw Carlosowi Tevezowi i Messiemu. Rywalizacja dla Messiego jest najważniejsza i to wyraźnie da się wyczuć. Zawsze Wygrali wtedy z Tevezem 10:6, a z każdym punktem coraz mniej było kurtuazji a coraz więcej zaciętości i chęci zwycięstwa. To była jedyna porażka Maradony w całej serii odcinków tego programu. Można wyobrazić sobie ten powoli schodzący z twarzy uśmiech i twardniejące rysy Diego w trakcie tego nietypowego meczu. I skromny uśmiech Leo... Skromny, ale pełen zaciętości. Nie jest tajemnicą, że Leo potrafił niszczyć niczym gwiazda śmierci świetnych piłkarzy nie chcących mu się podporządkować, a raczej nie chcący zażywać chłodu w jego cieniu. Przykładów jest wiele, Argentyńczyk przekreślił choćby karierę Ibrahimovicia w Barcelonie. Teraz świetni czy wręcz wybitni piłkarze wiedzą, że lepiej nie stawać mu na drodze. Lepiej osiągać z nim sukces jako członkom świty, niż bez niego przyglądać się zwycięstwom przed telewizorem. Leo Messi - anioł o chmurnej twarzy Argentyńczycy czują, że to może być ten moment. Moment kiedy ich wrzask sięgnie nieba. Trzecia gwiazdka... Spełnienie ma zapewnić bajtel z Rosario, który nie zawsze był w Argentynie specjalnie lubiany. Teraz jednak wszyscy wierzą w niego jak jeden mąż. Messi wygląda na introwertyka. O takiego w najważniejszym momencie trzeba zadbać w każdy możliwy sposób. Argentyński TyC Sports informuje, że na zaproszenie całej drużyny z zawodnikami będzie przebywał Sergio Agüero. Kun przed rokiem był zmuszony zakończyć karierę przez problemy z sercem. Wcześniej przez lata dzielił podczas zgrupowań argentyńskiej reprezentacji pokój z Messim. Obu łączy przyjacielska więź. Teraz, przed finałem, Agüero i Messi ponownie spotykają się na zgrupowaniu i tak jak przedtem - mieszkają w jednym pokoju. CZYTAJ TAKŻE: Argentyna - Francja. Gdzie oglądać mecz w najbliższą niedzielę To może być fantastyczne zwieńczenie kariery anioła o brudnej twarzy. A właściwie nie! Od nieczystych zagrać w Argentynie są inny. Messi nie jest aniołem o brudnej twarzy. Jest aniołem o chmurnej twarzy. W niedzielę może na niej zagościć jednak uśmiech. Najszczęśliwszy, bo oznaczający spełnienie. Jeszcze tylko jeden krok, królu!