Nie jestem zwolennikiem Czesława Michniewicza jako selekcjonera, uważam bowiem, że sprawa 711 połączeń telefonicznych z "Fryzjerem" w czasach szalejącej futbolowej korupcji nie została należycie wyjaśniona. Michniewicz - pamiętam oczywiście, że nigdy nie został uznany za winnego, nigdy nie postawiono mu zarzutów - sam podczas konferencji prasowej anonsującej go jako selekcjonera stwierdził, że nie pamięta o czym z "Fryzjerem" podczas tych setek połączeń gawędził. W dłuższej perspektywie nie jest to jednak istotne. Istotny jest raczej fakt, że Michniewicz został ogłoszony selekcjonerem i nic tego nie zmieni. Już w marcu poprowadzi reprezentację Polski w najważniejszym tegorocznym meczu (a może - mam szczerą nadzieję - meczach, dwóch meczach). Sukces Michniewicza to sukces reprezentacji Wydaje mi się normalne, że od momentu kiedy został selekcjonerem - zaczynam mu kibicować. Mało tego - będę mu też kibicował z całych sił. Z prostego powodu: jego sukces oznacza bowiem sukces reprezentacji Polski w eliminacjach katarskiego mundialu. A to drużyna reprezentacyjna jest przecież podmiotem tej historii, Czesław Michniewicz jest jedynie jej dopełnieniem. Dlatego nie jest dla mnie już nawet istotne, że Michniewicz wypadł tak fatalnie podczas wprowadzającej go w świat selekcjonerów konferencji prasowej. Dlatego do głowy by mi nie przyszło żeby bojkotować "reprezentatywkę" tylko dlatego, że jej selekcjonerem został Michniewicz. Nie będę też już śmiał się z żartów, że w Moskwie reprezentacja Polski wyjdzie jednego mniej żeby zamiast 4-4-2 spróbować niecodziennego ustawienia: 7-1-1... Kibice bojkotujący reprezentację nie są dla mnie kibicami Dla kibica drużyna, o którą drży powinna najważniejsza. Bojkotowanie jej spontanicznie czy w sposób zorganizowany (jak choćby przed meczem ze Słowacją w 2009 roku) jest w istocie sprzeniewierzeniem się byciu kibicem. Do dziś czuję obrzydzenie kiedy wspominam tamtą akcję. Zostało 51 dni. Dlatego Czesławie Michniewiczu: powodzenia!