Florentino Pérez, prezydent Realu Madryt i jeden z inicjatorów super-projektu, od miesięcy podkreśla trudne położeniu swojego klubu. Jednocześnie zwraca uwagę na brak transparentności w futbolu i ogromne dysproporcje w aspekcie finansowym. Dysproporcje na czyją korzyść? - ciśnie się na usta pytanie - biorąc pod uwagę choćby budżet transferowy Realu. Aby położyć temu kres, proponował nawet uczestnikom Superligi limit płacowy. I akurat ten aspekt okazuje się być wspólnym mianownikiem z planami FIFA. Gianni Infantino, który udzielił wywiadu "L'Équipe" mówi wprost: "FIFA poddaje obecnie analizie system transferowy, ponieważ nadszedł właściwy moment, aby w konkretny sposób pomóc klubom i zawodnikom. Podejmiemy poważną dyskusję na temat wprowadzenia limitów wynagrodzeń, limitów kwot transferowych czy limitów prowizji wypłacanych agentom. W tych sprawach musi panować pełna przejrzystość. Przedyskutujemy również limit liczby zawodników w jednej drużynie, a także obowiązek posiadania określonej liczby wychowanków lub maksymalną liczbę meczów, jakie najlepsi zawodnicy mogą rozegrać w sezonie". Zobacz skróty półfinałowych spotkań LM Sprawdź teraz! Brzmi logicznie. Od lat w świecie futbolu toczy się dyskusja dotycząca wielkich kwot transferowych, niebotycznych honorariów nie tylko piłkarzy, ale także agentów. Czy wreszcie - bardziej ogólnie - Finansowego Fair Play, na granicy którego (mówiąc oględnie i nie wdając się w szczegóły) balansują nie tylko Manchester City czy PSG. Z kolei - jak kilka tygodni temu informował włoski dziennikarz, Tancredi Palmieri - UEFA zamierza wprowadzić nowy system, który umożliwi klubom większą swobodę w wydawaniu pieniędzy, co oznacza de facto rezygnację z Finansowego Fair Play. Na ile te zapowiedzi okażą się prawdziwe, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi prezydenta FIFA, trudno wyrokować. Ale w świecie wielkiej piłki - czytaj: wielkich pieniędzy, wszystko jest możliwe. Zapowiedzi Infantino dotyczące rynku transferowego nie są jednak do końca nowym pomysłem. Już w styczniu 2020 roku FIFA wydała oficjalny komunikat, w którym przedstawiła propozycje zaakceptowane przez Radę FIFA. Dotyczyć one mają przede wszystkim agentów piłkarskich, a związane są między innymi: z ustanowieniem limitu prowizji w celu uniknięcia niepomiernych i obraźliwych praktyk; ograniczeniem możliwości wielokrotnego reprezentowania w celu uniknięcia konfliktu interesów; przywróceniem obowiązkowego systemu licencjonowania dla agentów w celu podniesienia standardów zawodowych czy ustanowieniem skutecznego systemu rozstrzygania sporów FIFA w celu rozwiązywania konfliktów między agentami, zawodnikami i klubami. Jakby tego było mało, agenci mieliby publikować i upubliczniać wszystkie prace podjęte przy transferach, w celu zwiększenia przejrzystości, poprawy wiarygodności systemu transferów i wsparcia dla wdrażanych przepisów. Pandemia nieco pokrzyżowała plany dyskusji i konsultacji na ten temat, które miały być prowadzone z głównym zainteresowanymi czyli agentami. Nie można jednak mieć wątpliwości, że to kwestia tygodni, może miesięcy, gdy włodarze światowej piłki do tematu powrócą. A że nie będą to łatwe i przyjemne rozmowy, najlepiej świadczy fakt, że zaraz po ogłoszeniu komunikatu potentaci na rynku tacy jak Mino Raiola czy Jonathan Barnett zapowiedzieli kategoryczny sprzeciw wobec proponowanych zmian. Czy będziemy zatem świadkami rewolucji w zarządzaniu światową czy europejską piłką na poziomie klubowym? Czy biznesy, jakimi są dziś piłkarskie marki, tak łatwo zrezygnują z potencjalnych wpływów? Czy Kevin de Bruyne pozostanie jednym z nielicznych piłkarzy światowego topu, który przy wsparciu firmy analitycznej (wyliczono, ile są warte jego gole, ile asysty, ile sama obecność na boisku czy w szatni), ale jednak samodzielnie negocjował swój kontrakt? Na tym etapie na pewno jest więcej pytań niż odpowiedzi, ale we wspomnianym wywiadzie Infantino jasno daje do zrozumienia: zmiany są potrzebne, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie pójdzie na wojnę z klubami: "Zawsze wolę dialog od rozwiązań siłowych, nawet w najdelikatniejszych sytuacjach". A ta z pewnością do takich się zalicza. Paulina Chylewska, Polsat Sport