Nie wiem, czy jest w sporcie określenie bardziej niejasne niż "trener tymczasowy". Czyli jaki? Na chwilę? Z przypadku? Z braku laku? Jak wskazuje słownikowa definicja: "tymczasowy - mający trwać krótko, do czasu przewidywanej zmiany". Świadomość owej ulotności chwili w przypadku człowieka, który ma ambicję, wiedzę i umiejętności - może nie być specjalnie perspektywiczna, ale z pewnością kusząca... A jeśli owa tymczasowość okaże się przepustką do regularnej pracy, zakończonej w dodatku sukcesem? Jak mawia klasyk - historia zna takie przypadki, a w ostatnim czasie zwłaszcza w futbolu, jest ich aż nadto. Kibicom Bundesligi na myśl z pewnością od razu przychodzi Hansi Flick. Pod jego wodzą Bayern błyszczy, zdobywa kolejne upragnione trofea i nie zatrzymuje się ani na chwilę. A miał tylko "na chwilę" zastąpić Niko Kovača. Dziś trudno sobie wyobrazić Lewandowskiego i spółkę, bez Flicka przy linii bocznej. To w piłce klubowej, a w reprezentacyjnej? Kto dziś pamięta, że trener wicemistrzów świata mógł w ogóle tego sukcesu nie świętować. W eliminacjach mundialu 2018 Chorwacja zremisowała z Finlandią 1-1 i o awansie do baraży do mistrzostw świata miało decydować ostatnie spotkanie z Ukrainą w Kijowie. Właśnie wtedy zapadła decyzja o zwolnieniu - zresztą ulubieńca prezesa związku - Ante Čačicia. Do starcia z Ukrainą pozostawało mniej niż 48 godzin, a nowy selekcjoner - ktoś doda "z łapanki" - z drużyną narodową miał się spotkać na lotnisku w Zagrzebiu przed wylotem na Ukrainę. Ale Zlatko Dalić spotkanie wygrał, potem pokonał w barażowym dwumeczu Grecję i pojechał na mundial. Tam stworzył drużynę, w której zakochał się cały świat. Drużynę, która do samego końca imprezy - do pamiętnego finału z Francją - zostawiała serce na boisku, rozgrywając porywające spotkania z Danią, Rosją czy w półfinale z Anglią. Dalić w reprezentacji pozostał. Awansował na kolejny duży turniej, a w lipcu przedłużył kontrakt do 2022 roku. "Z powodzeniem odmładza skład reprezentacji, a zmiany pokoleniowej dokonuje bez żadnych konsekwencji wynikowych" - tak brzmiało uzasadnienie decyzji. Jedynej słusznej decyzji - warto dodać. Chorwaci awans na mistrzostwa Europy 2020 zapewnili sobie w listopadzie ubiegłego roku, po wygranej ze Słowacją 3-1, zajmując pierwsze miejsce w grupie E. Droga tych drugich do mistrzostw była niemal rok dłuższa i znacznie bardziej wyboista. Najpierw jeszcze wygrana z Azerbejdżanem i ... jeden punkt, którego zabrało do awansu bezpośrednio z grupy eliminacyjnej. Słowacy zajęli trzecie miejsce za Chorwacją oraz Walią. Potem... długa przerwa i półfinał baraży o Euro z Irlandią. Zwycięstwo dopiero po rzutach karnych, wymęczone, ale zasłużone. Wtedy jeszcze pod wodzą Pavla Hapala. Szkoleniowiec, znany przede wszystkim kibicom Zagłębia Lubin, poprowadził zespół jeszcze tylko w dwóch meczach Ligi Narodów. Ostatnie miejsce w grupie 2 dywizji B, jeden punkt i groźba spadku do dywizji C - to już za wiele. I tu znów wracamy do motywu tymczasowości. Bo do akcji wkracza Štefan Tarkovič - trener tymczasowy ma się rozumieć. Wcześniej pracował z reprezentacją w roli asystenta Jána Kozáka, który prowadził Słowację na Euro 2016. Co jeszcze o nim wiemy? Był piłkarzem, ale poważna kontuzja w wieku 24 lat uniemożliwiła mu karierę na większą skalę. Jak sam mówi: "w dzisiejszym świecie jest wiele przypadków, że nawet osoba bez bogatej kariery zawodowej może odnieść sukces jako trener. I odwrotnie - odnoszący sukcesy zawodnik nie musi automatycznie być dobrym trenerem". Jednocześnie podkreśla, że współpraca z Kozákiem bardzo mu pomogła. Prowadzili wspólnie zespół w 54 meczach, z których 29 wygrali i 10 zremisowali. Zapewnili Słowacji awans na Euro 2016. Tarkovič miał być nawet naturalnym następcą Kozáka w 2018 roku (poprowadził drużynę w spotkaniu ze Szwedami) ale federacja zdecydowała inaczej. Teraz powrócił. Jeszcze nie w wielkim stylu, ale z wielką wygraną - po dogrywce z Irlandią Północną 2-1 - która zapewniła Słowacji awans na mistrzostwa Europy w 2021 roku. Drugi z rzędu. Czy Tarkovičowi będzie dane poprowadzić drużynę także na tym turnieju? Na to pytanie nie zna odpowiedzi pewnie nawet on sam. Ale kto wie... być może historia Zlatko Dalicia się powtórzy? Mowa o posadzie trenera, a nie wyniku, bo chyba nawet w ogarniętej dziś entuzjazmem Słowacji mało kto wierzy, że wyjście z grupy mistrzostw Europy, w której są Hiszpania, Szwecja i Polska będzie możliwe. Choć oczywiście dziś trudno przewidywać, jak będzie wyglądał turniej po pandemii i czy nie będzie przebiegać pod dyktando niespodzianek. Jedno jest pewne - jeśli słowacka federacja zobaczy w tymczasowym szkoleniowcu materiał na selekcjonera na lata, będziemy uważnie obserwować jego poczynania. We wspólnym, dobrze pojętym interesie piłkarskiej reprezentacji Polski. Paulina Chylewska, Polsat Sport