Gdyby ktoś przed rozpoczęciem zmagań w najlepszych rozgrywkach klubowych świata powiedział, że do 1/4 finału awansuje FC Porto i to kosztem Juventusu Turyn, pewnie trudno byłoby w to uwierzyć. W fazie grupowej jedynym rywalem, który pokazał Portugalczykom miejsce w szeregu był Manchester City, ale główny pretendent do wygrania tej edycji, zdaje się być maszyną nie do zatrzymania. Mecze z Marsylią czy Olimpiakosem były dla FC Porto tylko trampoliną do fazy pucharowej. No ale tam czekał Juventus. Ten sam Juventus, który rok wcześniej odpadł w 1/8 finału z Lyonem (rozgrywanej częściowo z powodów pandemicznych w sierpniu podczas turnieju w Lizbonie), za co Maurizio Sarri zapłacił głową. Andrea Agnelli - prezes klubu mówił wówczas: "W kilku ostatnich latach Liga Mistrzów była marzeniem, teraz miała być celem. Odpadnięcie w ten sposób jest wielkim rozczarowaniem" Czym zatem jest dziś? Katastrofą? Blamażem? Czy i tym razem trener Andrea Pirlo pożegna się z pracą? Na tę decyzję przyjdzie nam pewnie poczekać do końca sezonu. Na scudetto szanse są raczej niewielkie (strata do prowadzącego Interu to już 10 punktów), Ligę Mistrzów można obejrzeć w telewizji, ostatnia nadzieja to finał Pucharu Włoch z Atalantą. Co więcej rozczarowuje nie tylko wynik dwumeczu z Porto, ale przede wszystkim styl w jakim Bianconeri odpadli. Pierwsze spotkanie przegrali 1-2 na własne życzenie, w drugim pobudka przyszła w drugiej połowie meczu, ale to było zdecydowanie za mało (mimo zwycięstwa). Porto było jednak zespołem "do przejścia", zwłaszcza, że od 54 do 120 minuty grało w dziesiątkę. Czego więc zabrakło? Taktyki? Determinacji? Pomysłu? A może przede wszystkim błysku Ronaldo? Portugalczyk w obu spotkaniach był właściwie niewidoczny, gdzieś obok, nie w takiej dyspozycji, do jakiej przez ostatnią ponad dekadę przyzwyczaił kibiców. A mistrz Portugalii konsekwentnie, zespołowo i przede wszystkim z pomysłem szedł po swoje. Nie ma wątpliwości, że Sergio Conceição po prostu wiedział jak pokonać Juve. Do tego miał w obronie Pepe, a w pomocy Sergio Oliveirę, którzy dwoili się i troili, by pokonać kolegów Wojtka Szczęsnego. "Graliśmy z pasją, walczyliśmy do końca i pokazaliśmy ducha FC Porto" - powiedział po spotkaniu środkowy obrońca Porto i to najlepiej obrazuje, co wydarzyło się we wtorkowy wieczór w Turynie. Liga Mistrzów już nie raz pokazała, że wszystko jest możliwe Środa należała do PSG. Wróć! Środa należała do Barcelony i Keylora Navasa, ale to klub z Paryża cieszył się z awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To co znakomicie wykorzystali w pierwszym spotkaniu piłkarze Mauricio Pochettino, nie udało się Blaugranie w drugim. PSG w meczu 1/8 finału Champions League na wyjeździe było po prostu niezwykle skuteczne. W rewanżu to Barcelona miała więcej okazji do strzelenia gola, ale strzeliła tylko jednego. Paryżanie na Camp Nou cztery. Ronald Koeman nie miał jednak pretensji do swoich zawodników: "Pozostawiliśmy po sobie dobre wrażenie. Mieliśmy szansę, żeby skomplikować życie PSG. Zagraliśmy świetną pierwszą połowę, po przerwie było znacznie trudniej". Dobre, ba! Znakomite wrażenie pozostawił po sobie przede wszystkim Leo Messi. Bramka strzelona na Parc des Princes zachwyca ekspertów i kibiców na całym świecie! Argentyńczyk zamknął tym samym usta wszystkim tym, którzy wieścili już koniec jego kariery. Szach-mat, choć dla zespołu bez happy endu. Oprócz FC Porto i PSG w ćwierćfinale są też Borussia Dortmund i FC Liverpool. Pierwszy zespół, bo ma w składzie fenomenalnego Erlinga Haalanda, który i w pierwszym, i w drugim spotkaniu bez problemu trafiał do bramki Sevilli. Drugi, bo odnalazł formę i przypomniał sobie jak wygrywać mecze u siebie... 1000 mil od domu. Nie wiem co zrobi Jurgen Klopp po powrocie na Anfield, ale może powinien rozważyć wynajęcie Puskas Areny na końcówkę sezonu Premier League. Co ciekawe trener RB Lipsk Julian Naglesmann, którzy przed dwumeczem odgrażał się swojemu rodakowi, po środowej porażce przyznał szczerze: "Myślę, że zasłużyliśmy na eliminację". Kto dołączy do tej czwórki po kolejnych rewanżach? Czy do pokonanych Ronaldo i Messiego dołączą Luiz Suarez i Karim Benzema? Mało prawdopodobne? Z ostateczną odpowiedzią na to pytanie, wstrzymałabym się do środy, do północy. Liga Mistrzów już nie raz pokazała, że w tych rozgrywkach wszystko jest możliwe. Paulina Chylewska