"Jestem najlepsza na tym dystansie", "W tym sezonie nie mam sobie równych", "Na igrzyska jadę po medal" - gdyby przedmioty unosiły się od wypowiadanych słów, samolot ze sportowcami reprezentacji USA na pokładzie, lecący na jakąkolwiek wielką imprezę, nie przyczyniałby się do zwiększania śladu węglowego. Pewność siebie, wiara we własne umiejętności, poparta ciężką pracą naprawdę przynosi efekty, co wspomniani już Amerykanie niejednokrotnie udowadniali W Polsce taka postawa to ciągle rzadkość. Nie lubimy zawodników, którzy mówią wprost o swoich celach i oczekiwaniach. Z dużymi wątpliwościami podchodzimy do tych, którzy jasno deklarują chęć zdobywania medali czy walki o najwyższe cele. To wzbudza naszą podejrzliwość. Zaraz z tyłu głowy pojawiają się frazy o "krowach, które dużo ryczą, a mało mleka dają" albo "o chwaleniu dnia przed zachodem słońca". Sami sportowcy doskonale zdają sobie sprawę, że tak jasne deklaracje mogą się spotkać z oporem czy wręcz niechęcią kibiców. Lepiej nie mówić nic, by nie zapeszyć i nie narazić się na niepotrzebną krytykę. Szkoda! Szczerze mówiąc wolę tych, którzy mierzą wysoko, a nawet gdy coś nie wychodzi potrafią podnosić się po porażce, niż tych, którzy niewiele oczekują i liczą na niespodziankę lub - co gorsza - na cud. Nie na tym sport polega. Nie po to ciężko trenujesz, odmawiasz sobie wielu przyjemności, gotowy jesteś na wyrzeczenia, by zadowolić się byle czym. Kim jest Andżelika Wójcik? Piszę o tym wszystkim, bo oto na horyzoncie pojawiła się zawodniczka, która zaraża optymizmem, pewnością siebie i wiarą we własne możliwości. Nazywa się Andżelika Wójcik, jest panczenistką, aktualną rekordzistką Polski na 500 metrów i zwyciężczynią Pucharu Świata w Salt Lake City na tym dystansie. Jest drugą Polką - po Erwinie Ryś-Ferens - która stanęła na najwyższym stopniu podium zawodów tej rangi. Jest objawieniem sezonu. Nie tylko dlatego, że już zaczyna się o niej mówić, jako o "naszej wielkiej szansie na medal olimpijski", ale właśnie przede wszystkim ze względu na charakter i podejście do uprawianego zawodu. Kto zostanie najlepszym sportowcem 2021 roku? - GŁOSUJ TUTAJ! W jednym z wywiadów już trzy lata temu mówiła: "Stawiam sobie poprzeczkę wysoko. Przez to czasem się zawodzę, ale lubię to. System samokontroli daje mi stabilność. Czuję, że dzięki temu kiedyś osiągnę sukces, bo jak coś sobie postanowię, to to robię. Bezwarunkowo". Przez ostatnie lata pozostawała nieco w cieniu Kai Ziomek, choć już w poprzednim sezonie Andżelika wygrywała z utalentowaną koleżanką z reprezentacji. Teraz odebrała jej rekord Polski w sprincie i nie zamierza się zatrzymywać : "Od zawsze marzyłam o tym medalu. A teraz jest moim celem. Bo dlaczego nie? Chcę się zmierzyć z tym, co zaprezentują najlepsi na świecie. Nie chcę przelewać za dużo pewności siebie, ale to, co mam w głowie zmusza mnie, by mówić wprost: moim celem jest olimpijskie podium". I ja jej wierzę. Tak postawione priorytety i dobrze pojmowany sportowy egoizm już nie raz przynosiły sukcesy. Gdy przypomnimy sobie przedolimpijskie deklaracje Roberta Korzeniowskiego czy Anity Włodarczyk, można doszukać się podobnych nut. Nie wszystkim podobało się czy podoba nadal takie stawianie sprawy - jadę po medal i to jest dla mnie priorytet, który staje się drogowskazem - ale owa mentalność mistrza, może góry przenosić. Ktoś powie: "Dajcie dziewczynie spokój, ledwie jeden Puchar Świata wygrała, a już wieszamy jej olimpijski medal na szyi". A ja pytam - dlaczego nie? Andżelika Wójcik, wobec widocznej niemocy naszych skoczków, przedstawicieli biathlonu czy biegów narciarskich, staje się obok Natalii Maliszewskiej najjaśniej świecącą nadzieją na sukces w Pekinie. Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że będzie to jej olimpijski debiut i na pewno dojdzie presja, chęć sprostania oczekiwaniom i słynna igrzyskowa gorączka. Ale jakoś dziwnie jestem spokojna, o jej psychiczną odporność: "Nie podwijam ogona, będę walczyć o swoje" mówi w kontekście igrzysk, bo to "jej" nie jest już tylko udziałem w najważniejszej imprezie czterolecia. To zdecydowanie większe ambicje. I dlatego warto za takich sportowców trzymać kciuki i kibicować z całych sił. Życzyć zdrowia i czekać na to, co w Chinach wydarzy się za osiem tygodni. Paulina Chylewska, Polsat Sport