To może być najdziwniejsza, najbardziej zaskakująca i najmniej przewidywalna edycja Ligi Mistrzów i Ligi Europy w historii. I to nie dlatego, że poziom piłkarskich rozgrywek w Europie stał się tak wyrównany. Bynajmniej. Jak pokazały już pierwsze dni rozgrywek - czy tego chcemy czy nie - to pandemia koronawirusa będzie rozdawać karty. Już pojawiają się głosy, że jeszcze nigdy sprawa tytułu najlepszej drużyny w Europie nie była tak otwarta. Ja powiem więcej - być może po raz pierwszy hart ducha, determinacja i próba wyjścia z pozornie beznadziejnej sytuacji będą miały kluczowe znaczenie w nastawieniu piłkarzy i przebiegu spotkań. Przykłady? Bardzo proszę. Szachtar Donieck na mecz z Realem przyleciał do Madrytu bez swoich kluczowych zawodników. Przedmeczowe testy pokazały, że zakażonych koronawirusem było dziesięciu zawodników i dziewięciu członków sztabu szkoleniowego. W takiej sytuacji nieobecność Sergio Ramosa po drugiej stronie barykady (choć historia 1/8 finału ubiegłorocznych rozgrywek pokazuje, że mówimy o kluczowej postaci nie tylko defensywy, ale całego zespołu "Królewskich") wydawała się problemem wręcz fanaberyjnym. Luis Castro mówił wprost: "Nie chciałbym grać, ale przepisy UEFA są nieubłagane (zaplanowany mecz musi się odbyć, jeśli zdrowych jest co najmniej 13 piłkarzy, w tym jeden bramkarz), ale musimy zrozumieć, że to jedyny sposób, by futbol przetrwał". Miał pełną świadomość z jakim przeciwnikiem przyjedzie mu się mierzyć. Na dodatek wielu zawodników było owszem zdolnych do gry, ale - ze względu na osłabienie - tylko przez około pół godziny. Ale zagrali. I to jak! Z pasją, z determinacją, choć nie zawsze skutecznie. Bez obaw, choć naprzeciw stanął jeden z największym gladiatorów współczesnego futbolu. Już do przerwy prowadzili 3-0, wprawiając w osłupienie całą Europę. W drugiej części już tak gładko nie było. Ale pierwsza sensacja w Lidze Mistrzów i wygrana 3-2 mistrzów Ukrainy stała się faktem. "Szachtar rozegrał jeden z najbardziej bohaterskich meczów w historii ukraińskiej piłki nożnej" - triumfowała ukraińska prasa, a trener Castro zasłużenie komplementował swoich młodych piłkarzy. Z kolei hiszpańscy dziennikarze, nie przebierając w słowach, diagnozują "Real umiera na gangrenę, a Zidane jest raną". Cóż... po raz kolejny okazało się, że pieniądze (różnica budżetów obu klubów to 700 mln Euro) nie grają, ale nie w tym rzecz. Chylę czoła przed zespołami, które skazane na pożarcie zachowują się jak cwane lisy, złapane w pułapkę. W beznadziejności swojej sytuacji szukają wyłącznie plusów i bez względu na wszystko walczą do końca. To jest dla mnie słynne "piękno futbolu". To jest postawa godna podziwu. Zresztą w ostatnich trzech dniach nie tylko Szachtar na ów podziw zasłużył. Kiedy fani AZ Alkmaar usłyszeli, że ich drużyna zmierzy się Napoli w Lidze Europy, w momencie gdy trzynastu zawodników jest wykluczonych z gry z powodu pozytywnego testu na obecność koronawirusa, musieli obawiać się najgorszego. Zamiast tego, drużyna z młodziakami w składzie, pokonała zespół Gennaro Gattuso (wciąż bez zakażonego Piotra Zielińskiego) 1-0. Dla gospodarzy był to raczej frustrujący wieczór. Przez znaczną część spotkania przeważali, ale to Dani de Wit strzelił jedynego gola i pokazał, że zasada "im trudniej, tym lepiej" także w tym przypadku zdała egzamin. Bo może warto wziąć sobie do serca - to mógłby być apel do wszystkich nawet największych i najbogatszych klubów - słowa Sergio Ramosa "Co roku trzeba włączyć reset i zacząć od zera. Aby przeżyć triumf, trzeba walczyć o każde trofeum, jakby to było coś zupełnie nowego". Rozsiadam się więc wygodnie w fotelu i czekam... na kolejne zwycięstwa maluczkich w starciach z gigantami. Paulina Chylewska, Polsat Sport