A sportowcy? Mistrzowie zaprojektowani na sukces lub ci, którzy wizualizują zwycięstwa po to, by słabości przekuć w siłę. Szczególarze, którzy dopracowują każdy element swojej pracy, by w tym najważniejszym momencie nie zawieść siebie, kibiców, w przypadku dyscyplin drużynowych - kolegów. Perfekcjoniści, którzy zostają dłużej na treningu, by nic ani nikt nie mogło przeszkodzić w realizacji założonego celu. Czy David de Gea w nocy ze środy na czwartek też zdawał sobie to pytanie? Czy po przegranym przez Manchester United finale Ligi Europy rozpamiętywał każdy moment, każdy nieobroniony rzut karny? Czy analizował strzał, który okazał się gwoździem do lekko już przymkniętej trumny Czerwonych Diabłów? I wreszcie czy na pewno bramkarz, który spędził na Old Trafford niemal dekadę, powinien wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za to, co wydarzyło się na Polsat Plus Arena w Gdańsku? Już pojawiają się teorie, według których broniąc w konkursie rzutów karnych nie we wszystkich przypadkach zastosował się do wytycznych przekazanych przez sztab. Poza tym angielscy dziennikarze na każdym kroku podkreślają, że Hiszpan nie obronił karnego od 2016 roku. Dopytują dlaczego w konkursie jedenastek Ole Gunnar Solskjaer nie zdecydował się postawić na Deana Hendersona. Zastanawiają się "Co by było gdyby"... A gdyby tak cały United zagrał finałowy mecz Ligi Europy przeciwko Villareal po prostu lepiej. Nawet najbardziej zagorzali sympatycy klubu z Manchesteru są zgodni: zabrakło pomysłu, by przeciwstawić się świetnie zorganizowanej defensywie Hiszpanów. Budowanie akcji, często indywidualnych, nie wystarczyło. Nie dało się zauważyć skutecznej, na ogół, linii współpracy i porozumienia pomiędzy Paulem Pogbą i Bruno Fernandesem (ten pierwszy ustawiony jako defensywny pomocnik, nie mógł się wykazać; ten drugi próbował, ale w pojedynkę, jakby zespołowość umknęła w ferworze walki). Co więcej kapitan Czerwonych Diabłów - z niezrozumiałych chyba nawet dla niego powodów - po losowaniu oddał pierwszeństwo wykonywania rzutów karnych rywalom. A nie od dziś wiadomo, że w tym przypadku lepiej być zajączkiem i uciekać, niż być pod presją i go gonić. To był jednak ostatni akord tej rywalizacji. Wcześniej widzieliśmy maksymalnie ofensywnie ustawiony angielski zespół. Tylko na niewiele się to zdało, a najlepszym zawodnikiem na boisku był Scott McTominay. A gdyby tak norweski szkoleniowiec szybciej reagował, dokonywał zmian, wprowadził nowe siły na plac gry? Sam zainteresowany bronił się, że najlepszych piłkarzy miał już na boisku, nie widział więc opcji zmiany. Trochę zaskakująca konkluzja, biorąc pod uwagę fakt, że to drużyna, na którą wydano 380 milionów funtów w ciągu ostatnich pięciu lat. Aż trudno uwierzyć, że taka perspektywa pozostawiła menedżera właściwie bez planu B... Na przedmeczowej konferencji prasowej Solskjaer podkreślał: "Nasza drużyna jest młoda, została zbudowana w kilku ostatnich latach. Mam nadzieję, że ten finał będzie trampoliną do czegoś więcej". Czy teraz - kiedy zna już wynik - ma poczucie, że sprężyny w trampolinie nieco zardzewiały? Że siatka, która miała pozwolić podskoczyć wyżej, po prostu się podarła? Że trzeba będzie znów mozolnie zacerować powstałe ubytki i raz jeszcze spróbować podskoczyć? A może wręcz przeciwnie... może to uderzenie o ziemię, ten niezakończony sukcesem sezon, będzie trampoliną dla zbudowania nowej siły i znów powalczenia o mistrzostwo, puchary i chwałę? David De Gea w mediach społecznościowych napisał: "Upadać i podnosić się. Wyciągać wnioski, walczyć znów i wygrywać". Pytanie tylko... z Hiszpanem czy bez Hiszpana w składzie... Paulina Chylewska, Polsat Sport