Żywotko trafił do kraju Afryki Północnej tuż przed Wigilią 1977 roku. Miała to być dla niego trenerska emerytura. W klubie Kabylów, rdzennych mieszkańców ziem północnej Algierii, miał popracować dwa-trzy lata i wrócić do domu. Tymczasem został do... 1991 roku! Nie zagrali z powodu zamachu Okres jego pracy w JS Kabylie, wtedy Jeunesse Electronique de Tizi-Ouzou, to pasmo bezprecedensowych sukcesów. 7 mistrzostw Algierii, z czternastu jakie są w posiadaniu klubu z Tizi-Ouzou - najbardziej utytułowanego w Algierii, raz puchar tego kraju, a przede wszystkim dwa klubowe Puchary Afryki, czynią Stefana Żywotko najbardziej utytułowany polskim szkoleniowcem, który pracował w zagranicznym klubie. W 1981 roku zanotował swój pierwszy wielkie triumf. Zespół prowadził wtedy z lokalnym szkoleniowcem Mahieddine Khalefem, ale faktycznie za wszystko sam odpowiadał, ustalając jak piłkarze trenują i co maja grać. A grali na tyle dobrze, że w edycji 1981 African Cup of Champions Clubs pokonywali kolejne przeszkody. W I rundzie uległa im jedenastka z Trypolisu z Libii 0-0 i 2-1. W kolejnej somalijski Horseed FC 2-1, rewanżu nie rozegrano. W kolejnej Dynamos z Harare z Zimbabwe 3-0 i 2-2. W półfinale rywalem miał być najbardziej obecnie utytułowany klub w Afryce Al-Ahly z Kairu (9-krotny klubowy mistrz Czarnego Kontynentu), ale do spotkań nie doszło z powodu polityki. Wszystko z powodu zamachu i zabicia prezydenta Egiptu Anwara Sadata. Al-Ahly zostało zmuszone do wycofania się z rozgrywek. W tej sytuacji rywalem mistrza Algierii w finale był zairski AS Vita Club. Cała rywalizacja, grano wtedy mecz i rewanż, rozstrzygnęła się już w pierwszym spotkaniu. JS Kabylie wygrało u siebie 4-0 i na rewanż do Kinszasy, który odbył się w niedzielę 13 grudnia 1981 roku mogło lecieć ze spokojem. Na terenie rywala padł wynik 0-0 i klub Kabylów cieszył się z jednego z dwóch klubowych Pucharów Afryki. Nie mógł wracać do domu Z książki "Stefan Żywotko. Ze Lwowa po mistrzostwo Afryki": "Po triumfie w Afrykańskim Pucharze Mistrzów Krajowych zespół wracał z Kinszasy do domu przez Belgię. - Miałem dostać dziesięć dni wolnego i polecieć do domu na święta. Siedzimy w Belgii w samolocie, zespół miał wracać do Algierii, ja miałem jechać do siebie. Tam któryś z zawodników przyniósł mi gazetę do przeczytania, a tam na zdjęciu artykuł o Polsce, czołgi na ulicach i mowa o stanie wojennym. Jak w takiej sytuacji miałem wracać? - rozkłada ręce Żywotko. - Pamiętam, że Stefan obawiał się wtedy o to, że jak wróci do swojego kraju, to może mieć problemy z ponownym przyjazdem do nas. Wszyscy ówcześni trenerzy z Polski, którzy pracowali w Algierii, musieli wracać do domu. Sytuacja była wtedy taka, że w sprawę włączyły się algierskie władze - wspomina Mourad Amara, bramkarz JSK. - Stefan przyszedł do mnie, opowiadał mi o swoich problemach i płakał. Powiedziałem mu czemu nie wrócisz, czemu nie pojedziesz do siebie? Wtedy on odpowiedział, że nie może jechać, że sytuacja w kraju jest bardzo zła - opowiada z kolei Mohamed Maouche, który prowadził wtedy reprezentację Algierii". Chcieli wyrzucić polskich lekarzy! Jak wszystko się skończyło? Jeszcze raz Stefan Żywotko na potrzeby książki o sobie. - To był okres naszych wielkich sukcesów. Żadna ze stron nie chciała się ze sobą żegnać. Sprawa oparła się o rządowe czynniki. Ówczesny minister sportu był też kibicem JS Kabylie. Zadzwonił do polskiej ambasady z prośbą, żeby ktoś się u niego zjawił. Z tego co wiem, to sprawa została postawiona jasno, jeżeli ja przestanę pracować i wrócę do domu, to Algieria powyrzuca wszystkich będących na kontraktach lekarzy z Polski - śmieje się na wspomnienie tamtej historii szkoleniowiec. Potem były kolejne mistrzostw Algierii, nieoficjalny Superpuchar Afryki, a przede wszystkim w 1990 roku kolejne klubowe mistrzostwo kontynentu, już pod nazwą JS Kabylie. Wcześniej, z racji innej nazwy i skrótu "JET", od pierwszych liter Jeunesse Electronique de Tizi-Ouzou, do jedenastki prowadzonej przez Żywotkę przylgnął przydomek "Jumbo JET". - Te puchary, jak słynne samoloty, latały za nami - mówił z uśmiechem trener. P prowadzonym przez niego zespole mówi się i pisze, że był wtedy "Barceloną Afryki". Dziś urodzony na Kresach trener jest już mocno schorowany, 9 stycznia skończy 102 lata, ale pamięć o nim jest szczególnie żywa wśród zagorzałych i fanatycznych kibiców JSK, którzy nie zapominają jego osoby! Michał Zichlarz