Jeszcze niedawno miałem obawy, że Robert Maaskant będzie bazował na jednej wyjściowej "jedenastce" i nią wojował we wszystkich rozgrywkach, w jakiej przyjdzie brać udział Wiśle. Tych rozgrywek będzie Wisła miała niemało: T-Mobile Ekstraklasa, Puchar Polski i te najbardziej prestiżowej, czyli Liga Mistrzów, bądź w najgorszym razie - Liga Europejska. Obawy takie naszły mnie po obejrzeniu meczu Widzew - Wisła, w którym Maaskant wystawił aż siedmiu piłkarzy z najsilniejszej "jedenastki", a gdyby jeszcze nie kontuzja Siergieja Pareiki, byłoby ich ośmiu. Efekt pamiętamy - remis 1-1 uzyskany w szczęśliwych okolicznościach po bramce z ostatniej sekundy Dudu Bitona. Fakt, że Wisła zagrała w najsilniejszym zestawieniu w prestiżowym starciu z Polonią Warszawa nie dziwił, ale w kolejnej ligowej potyczce - z Zagłębiem Lubin od pierwszych minut grało aż ośmiu piłkarzy z najsilniejszego składu, a gola strzelił i tak ten rezerwowy, czyli Dudu Biton. Dopiero na starcie z Koroną Holender wystawił rezerwową "jedenastkę" i całkowicie słusznie! Tylko dzięki tak rozsądnemu zarządzaniu składem "Biała Gwiazda" nie stanie się ofiarą własnego sukcesu. Grając coraz efektywniej, a momentami również efektownie, Wisła przykuwa uwagę fachowców. Nie przez przypadek to grając w niej, a nie gdzieś w Beer-Sewie Maor Melikson został odkurzony przez selekcjonera reprezentacji Izraela i strzelił dwa gole Wybrzeżu Kości Słoniowej. Nawet bez zaangażowania w reprezentacyjne wojaże wiślakom groziłby efekt "zajechania", gdyby Maaskant nie stworzył dwóch "jedenastek". Mecz w Kielcach potwierdził, że Michał Czekaj w niczym nie ustępuje podstawowemu obrońcy Korony Krzysztofowi Kierczowi, a Daniel Brud - Grzegorzowi Lechowi. Za jednym zamachem "Biała Gwiazda" zyskała o wiele ważniejszą od tego jednego ligowego punktu korzyść - pokazała światu, że ma utalentowaną młodzież, wychowaną przy Reymonta i niekoniecznie musi być skazana na piłkarskie łowy po całym świecie. Wisła zremisowała Koroną, bo taki wynik ją urządzał. Robert Maaskant, wzorem ubiegłorocznego Manchesteru United chce zdążać po mistrzostwo kraju remisując na wyjazdach i wygrywając u siebie. Przy okazji też, a może przede wszystkim zamierza z zespołem awansować do Ligi Mistrzów. Ubiegłotygodniowe boje pucharowe dowiodły, że Śląsk z Sebastianem Milą i Legia z niesamowitym Danijelem Ljuboją potrafią momentami lepiej od Wisły atakować, jednak żaden z tych zespołów nie potrafi z taką determinacją i w tak przemyślany sposób się bronić! Maaskant nauczył zespół twardej defensywy, a wespół z Valckxem dobrali odpowiednich zawodników do tego systemu. Kew Jaliens został przyjęty z otwartymi rękoma przez kibiców i krytyków, ale nie zawsze tak było. Gdy pod Wawel ściągali Osman Chavez i Michael Lamey u niejednego wywoływali uśmiech politowania. "Chavez za wolny, wchodzi wślizgami w polu karnym, tak już się nie gra", "Lamey się nie nadaje, jest kontuzjogenny" - słychać było tu i ówdzie. Tymczasem okazuje się, że każdy z nich jest mocnym punktem defensywy. Zwłaszcza Honduranin jest jak skała. Wygląda na przyciężkawego, czasem ktoś założy mu "siatkę", ale siłą, szybkością kasuje większość ataków rywali. Na dodatek jego wślizgi zdają się mieć zasięg nieograniczony, Osman niweluje nimi niemal każdą stratę do napastników! Dyskutuj na blogu Michała Białońskiego