Po raz ostatni równie ordynarny sędziowski przekręt widziałem podczas mundialu w Korei, w meczu gospodarzy z Hiszpanią (dwa nieuznane prawidłowo strzelone gole dla Hiszpanów i tym podobne "atrakcje"). Rodzi się pytanie: co musiałby zrobić "Holy", żeby przekonać do siebie sędziów? Posłać kilka razy na deski Wałujewa? Niemożliwe, Rosjanin jest o ponad 40 kg. cięższy i o ćwierć metra wyższy. Nie dać się "Bestii ze wschodu" ani razu trafić? Również niewykonalne przy olbrzymiej różnicy (na korzyść Nikołaja rzecz jasna) w zasięgu ramion. Poza tym Holyfield zrobił wszystko - zadał więcej ciosów, zdecydowanie częściej od rywala trafiał mocnymi prawymi sierpami, był szybszy, lepszy taktycznie. Silniejszy nie jest i nigdy nie będzie. Holyfield w trybunale haskim sprawiedliwości szukać nie będzie. Na otarcie łez dostał milion dolarów, więc ma chociażby na dwa lata płacenia alimentów na swe liczne potomstwo. Chodzi tylko o zwykły fair play, z jakiego sportu nie powinno się okradać. Owszem, dziadek "Holy" został przyłapany na zakupie "koksu" w internetowym sklepie. To jest jednak inna para kaloszy. Evandera w Zurichu na niedozwolonym wspomaganiu nikt nie przyłapał. A Amerykanin boksował świetnie i to on powinien wygrać. O tym, że pas się zaczyna wymykać Wałujewowi z rąk, wiedzieli w jego narożniku. Po 11 rundach amerykański menedżer Rosjanina nie wypalił i przerwał przemowę rosyjskiego trenera Aleksandra Zimina, by nerwowo wrzeszczeć na boksera-olbrzyma: "Idź i to wygraj! Rozumiesz!!!". Gazety są zgodne co do oceny werdyktu. "Parodia" - napisał "Sport" i dodał, że "nie powinno być zgody na robienie ludzi w ". "Sędziowie skrzywdzili Holyfielda!" - donosi "Super Express" i cytuje amerykańskiego komentatora telewizyjnego Nicka Charlesa: "To najgorszy werdykt sędziowski, jaki widziałem w życiu". Może w boksie powinni wprowadzić obserwatorów pracy sędziów i po takich werdyktach dożywotnio ich dyskwalifikować (za wyjątkiem pana, który wytypował remis po 114). Przecież ilość zadanych ciosów łatwo policzyć. Na dobrą sprawę, można to powierzyć komputerowi. Tylko kto wtedy zarobi krocie u "buka"?