Szary stadion, szarzy piłkarze, szara gra, szare mary - tak wyglądała drużyna beniaminka ekstraklasy, gdy w 2005 r. objął ją Wielki Orest. Tylko jeden z kluczowych dzisiaj piłkarzy wicemistrza Polski był już w klubie przed przyjściem Lenczyka - Łukasz Garguła, ale grał tak, że nikt nie zwracał na niego uwagi. Lenczyk nie tylko nauczył grać nowocześnie Gargułę, lecz sprowadził - na ogół za darmo - anonimowych piłkarzy z niższych lig (z trzeciej Grodzickiego, Kowalczyka i Nowaka, z drugiej Ujka,). Na pierwszy rzut oka był to skład miału i papy. Przez wielu przekreślany za archaiczne metody i uporczywy charakter Orest stworzył z nich najładniej grający zespół w lidze. Z budżetem 10 mln zł wyprzedził w tabeli potęgi - Legię i Wisłę i do końca rywalizował z Zagłębiem (budżet 20 mln zł) o mistrzostwo Polski. Owszem, można mu zarzucić, że gdyby nie uparł się grać ofensywnie ze słabą na wiosnę Wisłą, to remis miałby jak w banku, a co za tym idzie mistrzostwo. - Musimy nie tylko wygrywać, ale i grać efektownie - mówił rozgoryczony po tamtym meczu. Czasem traci cierpliwość do dziennikarzy, zapomina, że z nimi nie ma co wojować, innym razem zmiesza z błotem sędziów, ale jedno jest pewne: Orest Lenczyk to wybitny trener i w Bełchatowie nie znajdą lepszego! W plebiscycie na bohatera 8. kolejki Orange Ekstraklasy postawiliście na Marka Zieńczuka (dostał 25 proc. głosów). Zobacz wyniki głosowania! Chyba faktycznie, opluwany nawet przez własnych kibiców jeszcze w zeszłym sezonie "Zieniu", jest teraz najjaśniejszym punktem "Białej Gwiazdy". Łata dziury - gra w obronie i w pomocy, ale wszędzie jest do bólu skuteczny. Przy okazji, czy to czasem nie w Wiśle narzekali na nieskuteczność? A teraz proszę - na pięć strzałów oddanych przez krakowian w Chorzowie padły aż trzy bramki!