Rosjanie piękno i potęgę Sankt Petersburga zbudowali na carskim nakazie: żaden budynek nie może być wyższy od cerkwi. Należałoby ten pomysł przenieść do reprezentacji Polski - żaden piłkarz nie może być większy od zespołu. Czy dogramy Robertowi Lewandowskiemu, jak Robert Lewandowski wystąpi na Euro, czy "Lewy" poderwie zespół do zwycięstw, kto nadaje się do składu obok RL9 - im bliżej meczu, tym częściej słyszę tego typu dywagacje. Nikt nie mówi tylko, jak zbudować zespół, którego Robert będzie najważniejszym, ale jednak ogniwem. Częścią sprawnie działającego mechanizmu, jaki w meczu otwarcia pokazali Włosi, gdzie błyszczeli Lorenzo Insigne z Ciro Immobile, ale w ramach świetnie funkcjonującej całej maszyny Squadra Azzurra. Słowacy mają zespół, niezależny od jednej gwiazdy Słowacy w ostatniej chwili poskładali po kontuzji ich największą gwiazdę Marka Hamszika, ale Sztefan Tarkovicz, który z kadrą pracuje już od 13 lat osiągnął najważniejszy cel: - wypadnięcie jednego ogniwa nie psuje całego zespołu. Na wczorajszej konferencji słowacka dziennikarka zadała mu trafne pytania: "U Polaków z góry wiadomo, kto zagra w ataku. Pan ma kilka opcji, wiem, że nie zdradzi pan, na kogo postawi, ale proszę jednak powiedzieć, czym się będzie kierował przy wyborze?" Tarkovicz, jak przystało na dyplomatę, wypowiedział zdanie, które nic nie wniosło do sprawy. Gdybym miał obstawić, to po kontuzji gracza pierwszego wyboru - Ivana Schranza, na boisku pojawi się mistrz Cypru - Michal Dżurisz, choć groźny może też być też Robert Bożenik, który w reprezentacji Słowacji funkcjonuje znacznie lepiej niż w Feyenoordzie Rotterdam, gdzie dostał szansę występu tylko w 15 meczach, strzelając ledwie jedną bramkę. Jak Polak został bohaterem słowackiej piłki Jakże zgubnym przed ważnym meczem jest deprecjonowaniem w Polsce Słowaków, ferowanie tezy, że sukcesy ich piłki zaczęły się od szczęśliwego awansu na MŚ 2010, po samobójczym golu Seweryna Gancarczyka na Stadionie Śląskim. To fakt, że Słowacy wówczas awansowali na pierwszą dużą imprezę, a z Bogu ducha winnego Gancarczyka zrobili bohatera narodowego, głosząc, że nocleg i wyżywienie do końca życia ma u nich za darmo. Vladaimir Weiss, Peter Pekarík, Juraj Kucka, Duszan Kuciak i Hamšík - ta piątka Słowaków pamięta występ na mundialu w 2010, gdzie sensacyjnie wyeliminowali obrońców mistrzostwa globu - Włochów. Aż dziewięciu Słowaków to mistrzowie Europy z 1976 r. Sęk tym, że potężnych piłkarzy Słowacy mieli już znacznie wcześniej - w połowie lat 70. XX wieku. Gdy na stadionie w Belgradzie, 20 czerwca 1976 r. Czechosłowacja sensacyjnie zdobyła mistrzostwo Europy, pokonując Niemców z Gerdem Muellerem, Franzem Beckenbauerem, czy Ulim Hoenessem w składzie, trzon jej kadry wcale nie stanowili Czesi, jak to zwykle bywało (w hokejowych reprezentacjach Czechosłowacji na cztery piątki na ogół trzy stanowili Czesi). Aż siedmiu mistrzów Europy z wyjściowego składu to Słowacy, a z ławki rezerwowej wszedł w finale ósmy. Na dodatek selekcjonerem był również Słowak - Vaclav Jeżek, pochodzący ze Zwolenia. W ramach małej powtórki z historii przypomnijmy nazwiska Słowaków, którzy zostali mistrzami Starego Kontynentu: Anton Ondrusz (kapitan, jeden z najlepszych obrońców na świecie w latach 70.), Jan Pivarnik, Jozef Czapkovicz, Karol Dobiasz, Jozef Moder, Marian Masny, Jan Szvehlik i Ladislav Jurkemik. Ilu mamy w Polsce mistrzów Europy? W tamtym okresie Orły Górskiego były trzecią drużyną świata, ale na ME nie udało im się awansować. Tym bardziej przed dzisiejszym meczem potrzebna nam jest pokora i szacunek dla rywala. Sousa i jego najważniejszy dzień - Czy to najważniejszy dzień w mojej trenerskiej karierze? Jeden z najważniejszych. Muszę codziennie dziękować Bogu, za to, że mam zaszczyt pełnić tak ważną funkcję jak selekcjoner reprezentacji Polski w tak ważnym meczu. Wszystko, co mam, zawdzięczam piłce. Ona dała mi przyjaciół, rodzinę i to, kim jestem w tym momencie zawdzięczam głównie jej - powiedział na przedmeczowej konferencji Paulo Sousa. Niech jego wybrańcy wyjdą dziś o godz. 18 na Gazprom Arenę z pokorą i poczuciem zespołowej jedności. Bez tego nic nie osiągniemy. Michał Białoński, Sport.Interia.pl