Gdy pobitewny kurz opadł, śledząc opinie i komentarze można dojść do wniosku, że winni porażki na Euro 2020, są głównie: - Boniek ("bo za późno zwolnił Brzęczka, albo niepotrzebnie go zwalniał") - Sousa ("Za dużo eksperymentuje i traci zbyt wiele bramek") - Szpakowski ("Jak komentuje, to zawsze przegrywamy i znowu coś pomylił"). Natomiast niewinni porażki są: - Skrzydłowi, którzy na 55 dośrodkowań, posyłanych bez presji ze strony rywala, trafiają do celu pięć razy - Piłkarz (dajmy na to Przemysław), który 10 minut po wejściu na boisko z takim zaangażowaniem kryje rywala, że ten bez przeszkód strzela bramkę na wagę zwycięstwa ("Panie, ja tu przyjechałem atakować, a nie bronić") - Piłkarze (dajmy na to Bartosz, Grzegorz, Kamil i Tymoteusz), którzy po 80 sekundach meczu, który miał być jak finał, zagubili się jak dzieci we mgle, choć w Petersburgu zamiast niej były białe noce ("Głowy zostały nam jeszcze w szatni, rozstrzygamy przecież mecze w drugiej połowie"), - Internetowi prześladowcy , którzy z polskiej piłki robią piekło. Po MŚ w Rosji na stos wrzucili Adama Nawałkę, po wygranych eliminacjach do ME zrobili to samo z Brzęczkiem ("Bo styl za słaby"), a teraz chcą głowy Sousy ("Bo tracimy dziecinne gole"). Polowanie na kozła ofiarnego zawsze nam wychodzi. Budowa piłki już niekoniecznie Po każdej porażce musimy znaleźć kozła ofiarnego i przelać jego krew. Ucięcie mu głowy rozwiązuje wszystkie problemy. I tak zamieniliśmy polską piłkę na jeden wielki plac budowy. Po ważniejszej przegranej gasimy w szatni światło i wrzucamy do środka granat. Później dziwimy się, że polska liga pikuje w dół - jest już na 30. miejscu, a kluby z łatką eksportowych odpadają w eliminacjach do eliminacji pucharów. Ze świecą szukać właścicieli takich jak w Rakowie Częstochowa, gdzie trener pracuje szósty rok we względnym spokoju. Nawet na ławce trenerskiej w reprezentacji nie mamy żadnej ciągłości. Mógł ją zapewnić Adam Nawałka, ale po 1733 dniach zrezygnował, zniechęcony falą nienawiści, jak wylała się na niego po mundialu. Szkoda tylko, że doświadczenia Nawałki i jego następców idą jak krew w piach. Nie ma żadnej kontynuacji, którą stosują choćby Niemcy. U naszych zachodnich sąsiadów po Beckenbauerze pałeczkę przejął jego asystent Vogts, po Klinsmannie kadrę objął jego współpracownik Loew, a teraz kadrę przekazuje swemu asystentowi Flickowi. Sousa nie jest bez winy, ale .... musi zostać Oczywiście, że Paulo Sousa ponosi sporą część winy, ale głównie za porażkę ze Słowacją. To ten mecz postawił nas pod ścianą, to w nim zawiodło przygotowanie mentalne - zespół nie walczył nawet w połowie tak zaciekle jak przeciw Hiszpanii i długimi momentami przeciw Szwecji. Gigantyczne błędy indywidualne popełniał niezawodny dotąd Bartosz Bereszyński, który ma na sumieniu trzy bramki stracone na Euro. Oczywiście, mogliśmy grać bardziej asekurancko, by przy błędzie jednego obrońcy zabezpieczał go kolega. Pamiętajmy jednak, że zdecydowana większość kibiców narzekała na unikanie gry w piłkę za kadencji trenera Brzęczka. W końcu Zbigniew Boniek także uznał, że dość ma "przepychania meczów". Chcieliśmy ofensywnej, miłej dla oka gry. No to ją mamy - . Skutkiem ubocznym jest kulawa defensywa. Nikt w tym roku nie zrobił takiego zamieszania pod bramką Szwedów i nie strzelił im dwóch goli. Marne to jednak pocieszenie. Paulo Sousa ma za sobą zaledwie dwa zgrupowania z reprezentacją Polski. Krótki marcowe i długie majowo-czerwcowe. Ja widzę światełko w tunelu: mam nadzieję, że da się połączyć walory ofensywne nowego zespołu z większą odpowiedzialnością w kryciu. Zakładam też, że Portugalczyk rozpoznał potencjał piłkarzy i nie powieli takich błędów, jak postawienie znaku większości przy Michale Heliku w zestawieniu z Kamilem Glikiem (tak zrobił w Budapeszcie) czy przy Dawidzie Kownackim, mając w odwodzie Sebastiana Szymańskiego. Poza tym, jeśli odstrzelimy Sousę, narodzimy się na śmieszność. To on zaczął walkę o mundial i on ją powinien dokończyć, by nie rozmywać odpowiedzialności. Mam nadzieję, że podobny punkt widzenia będzie miał nowy prezes PZPN-u, czyli Marek Koźmiński, bądź Cezary Kulesza. Michał Białoński, Interia