Siła naszej ligi jest taka, że ostatni jej reprezentant pożegna się z Pucharem UEFA pewnie w I rundzie. W fazie grupowej Ligi Mistrzów nie ma naszego klubu od 10 lat. Nawet najlepszych Polaków na próżno szukać w składach wielkich europejskich klubów, chyba że na ławce rezerwowych. A dzięki wynikom, jakie osiąga z kadrą Leo wspięliśmy się na 16 miejsce na świecie. Holendrowi kończy się umowa po eliminacjach do EURO 2008, czyli za dwa miesiące. Trudno, by w takiej sytuacji zbawca polskiej piłki miał komfort pracy. PZPN we własnym interesie powinien zaproponować Beenhakkerowi przedłużenie kontraktu. Z umową ważną choćby do końca 2008 roku Beenhakker miałby znacznie mocniejszą pozycję, większy komfort pracy. Pamiętam, jak latem 2004 r. na brak owego komfortu narzekał Henryk Kasperczak i właściciel Wisły Kraków Bogusław Cupiał przystał na przedłużenie umowy o trzy lata (wprawdzie kilka miesięcy później odsunął "Henriego" od prowadzenia zespołu, ale wynagrodzenie do niedawna wypłacał). Gdy Kasperczak utyskiwał na brak komfortu, miał jeszcze umowę ważną przez blisko rok! Co zatem może czuć Beenhakker? - Mój los nie może zależeć od tego, czy piłka wpadnie do siatki, czy nie - powtarza Leo i ma rację. Następujący scenariusz eliminacji: remisujemy z Belgią u siebie i przegrywamy z Serbią na wyjeździe, przez co odpadamy, jest przecież możliwy. I co wtedy? Pożegnamy się z Beenhakkerem? Kto zagwarantuje takie postępy, jakich dokonała kadra przy Holendrze. Mało kto za dwa miesiące będzie na to patrzył. Dla Beenhakkera nie będzie litości. Odezwą się głosy w stylu "600 tys. euro wyrzucone w błoto". Dlatego PZPN powinien przedłużyć umowę z Leo już teraz! Na taki krok z Guusem Hiddinkiem zdecydowali się Rosjanie i pewnie nie pożałują. Michał Białoński, INTERIA.PL