Hokejowa reprezentacja nie ma dziś ikon. Ludzi rozpoznawalnych na ulicy, jak przed laty Mariusz Czerkawski. Aron Chmielewski bardziej znany jest w Czechach niż w Polsce. Występuje w Ocelarzi Trzyniec. Za chwilę będzie to samo z Pawłem Zygmuntem, wychowanek KTH gra w Litvinovie. W naszym kraju sprawnie działa kilkanaście kanałów telewizyjnych, ale żaden nie znalazł czasu antenowego na pokazanie hokejowej reprezentacji, która w Nur-Sułtanie walczy o igrzyska w Pekinie. "Wielka mi rzecz, pokonali jakiś tam Kazachstan" - powiedzą laicy. Tymczasem Kazachstan, pod szyldem Barys Nur-Sułtan to trzecia drużyna Konferencji Wschodniej KHL - drugiej najsilniejszej ligi świata. 17 zawodników Kazachstanu gra na co dzień w KHL. W maju Kazachowie zagrają w MŚ elity w Szwajcarii. Nasze mistrzostwa odbędą się w kwietniu, ale na trzecim poziomie rozgrywkowym. W katowickim "Spodku" będziemy walczyć o powrót na zaplecze światowej elity. Dzielą nas zatem od Kazachów dwie ligi i tę różnicę Valtonenowi i jego chłopakom udało się zniwelować. Cztery lata temu, na tym etapie olimpijskiej rywalizacji pokonaliśmy po rzutach karnych Węgrów. Kazachstan na własnym lodzie to jednak wyższa półka. Fiński trener urodzony w Polsce Tomek Valtonen rok temu dokonywał cudów z Podhalem Nowy Targ. Był o jeden niewykorzystany rzut karny od wyrzucenia z play-offów urzędującego mistrza Polski GKS-u Tychy. Sprawnie zarządza reprezentacją Polski, choć od początku sezonu pracował w niemieckim Ravensburgu, z którego w listopadzie 2019 r. przeprowadził się do szwedzkiej Mory. Valtonen na zgliszczach polskiego hokeja buduje całkiem solidną twierdzę. Ze spolonizowanym Amerykaninem w bramce Johnem Murrayem, który zanim trafił do naszego kraju występował m.in. w egzotycznym hokejowo Partizanie Belgrad. Przeciw Kazachom "Jasiu Murarz" obronił 51 strzałów. - Nie musiałem dokonywać żadnych cudów. Chłopaki grający przede mną wykonywali swoją pracę na tyle dobrze, że miałem stosunkowo proste zadanie - tłumaczył skromnie Murray, choć faktycznie poświęcenia i strategii obronnej mogli nam pozazdrościć nie tylko Kazachowie. Nasi hokeiści, jak Krystian Dziubiński, wykazywali się refleksem. "Dziubek" uratował zespół, wybijając krążek z linii bramkowej. Valtonen spowodował, że drużyna była przygotowana fizycznie, taktycznie i mentalnie. Sęk w tym, że przeciętny zjadacz chleba w Polsce nie patrzy na okoliczności panujące w danej dyscyplinie. Jeśli mowa o igrzyskach olimpijskich, to chce medali. Valtonen i jego Orły do Pekinu mają ciągle daleko. Nur-Sułtan, w którym odprawili Kazachstan, Ukrainę i Holandię to mniej więcej połowa drogi z Warszawy do Państwa Środka. W dniach 27-30 sierpnia w Koszycach będzie jeszcze trudniej. Potrzebujemy dwóch cudów na lodzie, do pokonania Słowaków i Białorusinów, a także jednej niespodzianki, żeby ograć Austrię. Ostateczne kwalifikacje do IO odbędą się w wakacje, więc nasi rywale będą zasileni gwiazdami z NHL. My od dobrych 14 lat nie mamy żadnego przedstawiciela w najlepszej lidze świata. Tomek Valtonen i jego wybrańcy zechcą jeszcze raz pokazać, że w hokeju najważniejszy jest zespół, a my będziemy za nich trzymać kciuki. W 2005 r. białoruski trener Andriej Sidorenko zmobilizował silną hokejową jak na nasze warunki armię. Z Czerkawskim, Krzysztofem Oliwą, Jackiem Zamojskim, Leszkiem Laszkiewiczem. Starczyło na tyle, że w ostatecznej batalii o IO w Turynie rywalizowaliśmy jak równy z równym, ale jednak przegraliśmy z Łotwą (1-3), Białorusią (2-3) i Słowenią. Michał Białoński