Odnoszę wrażenie, że nasza kadra za punkt wyjścia przyjmuje prawie zremisowany mecz na Wembley z Anglikami, w zmaganiach o kolejny turniej MŚ. To jest właśnie owo "prawie", które robi tak wielką różnicę - w statystykach ten mecz został zapisany jak najzwyklejsza porażka. Porażka na MŚ 2018 poszła w niepamięć? Gdy Adam Nawałka zabierał kadrę na Euro 2016 do Francji, jego piłkarze chcieli się odegrać za porażkę na ME 2012 i fiasko w walce o awans na mundial 2014. Chęć rewanżu, udowodnienia własnej wartości okazała się być wysoce oktanowym paliwem. Doprowadziło "Biało-Czerwonych" do ćwierćfinału. Teraz w zapowiedziach przed turniejem o czempionat Starego Kontynentu brakuje mi złości sportowej po porażce sprzed trzech lat. Tak jakby poszła w niepamięć. Dodatkowo problem w tym, że minione od Euro 2016 pięć lat nie na wszystkie filary naszej kadry zadziałały tak dobrze, jak na kapitana kadry. Nie tylko z tego powodu podchodzę ostrożnie do wszelkich optymistycznych zapowiedzi. I to nie tylko dlatego, że coraz dokładniej przyglądam się Słowakom, którzy zastosowali zasłonę dymną w ostatnim sprawdzianie z Austrią (0-0). Słowacy z dłuższym odpoczynkiem przed meczem z Polską Nieprzypadkowo nasi południowi sąsiedzi rozegrali ostatni sprawdzian w niedzielę, 6 czerwca, na osiem dni przed starciem z Polską na Euro 2020. Teraz mają na głowie już tylko szlif formy i kumulowanie energii na ME. "Biało-Czerwoni" ostatni test, z Islandią, rozegrają dopiero we wtorek, 8 czerwca, o godz. 18 w Poznaniu (transmisja w Polsacie Sport). Zatem cykl bezpośrednich przygotowań do pierwszej konfrontacji na Euro 2020 mamy krótszy o dwa dni. Zobaczymy, która metoda przygotowań była bardziej skuteczna. Na dodatek wybrańcy Sztefana Tarkovicza podczas turnieju bazować będą w Petersburgu, bo - podobnie jak Polska - właśnie tam rozegrają dwa spotkania grupowe. Nasza ekipa stacjonować będzie w Sopocie, by z Gdańska podróżować na mecze. Lot do Petersburga to raptem dwie godziny, ale z dojazdem na lotnisko, odprawą podróż zajmie już trochę dłużej i będzie odczuwalna dla organizmów. Ktoś powie, że to szczegół, ale czasem one decydują, że ktoś wygrywa. Jakim cudem Sousa wybrał Kownackiego, a nie Szymańskiego? Paulo Sousa i tak miał dramatycznie mało czasu na rozpoznanie sił i przygotowanie zespołu. Na dodatek jest człowiekiem niespotykanie ambitnym, można odnieść wrażenie, że chce zrobić wszystko naraz i każdego dnia daje z siebie wszystko. Z jednej strony to plusy, ale z drugiej, czy piłkarzom nie zakręci się od tego wszystkiego w głowie? Po kolei: - zmiana systemu taktycznego, przejście na grę trójką obrońców i trójką napastników - przechodzenie do różnych ustawień w trakcie meczu - przesunięcie zespołu znacznie bliżej bramki przeciwnika, - wyegzekwowanie od piłkarzy agresywniejszej postawy w środku pola. Gdy wydawało się, że po marcowym zgrupowaniu selekcjoner odwalił kawał dobrej roboty, kontuzji doznało dwóch spośród trzech kluczowych napastników, którzy mieli być naszym największym atutem. Krzysztof Piątek Euro obejrzy w telewizji, Arkadiusz Milik ma jeszcze nadzieję na grę, ale ostatnio więcej się kuruje niż trenuje. Paulo Sousa gasi pożar za pożarem i boję się, że przez ów brak czasu nie w każdym przypadku dobrze rozpoznał potencjał piłkarzy. Postawienie znaku większości przy Dawidzie Kownackim, z racji jego predyspozycji do gry na skrzydle, w zestawieniu z Sebastianem Szymańskim, który również może być skrzydłowym, ale też rozgrywającym, jest tego najlepszym dowodem. Trzy lata temu Adam Nawałka posłał na skrzydło "Kownasia" na mecz ostatniej szansy z Kolumbią i pamiętamy, że to nie wypaliło. W sezonie 2017/2018 Dawid legitymował się 25 meczami i ośmioma bramkami w występującej w Serie A Sampdorii. Teraz wystarczyło siedem trafień dla drugoligowej Fortuny Duesseldorf i "Kownaś" znowu jedzie na duży turniej, a Szymański, który zakończył rozgrywki w "jedenastce" sezonu rosyjskiej ekstraklasy, jest tylko na liście rezerwowych. Szymański w eliminacjach do ME? Pięć meczów, gol i asysta. Kownacki? 14 minut w przegranym 0-2 meczu ze Słowenią i 58 min w 0-0 z Austrią. Bez bramek i asyst. Robert Lewandowski potrzebuje silnego zespołu i na odwrót Mamy to szczęście, że żyjemy w epoce Roberta Lewandowskiego - najlepszego piłkarza świata. Natomiast akcentowanie tego za każdym i uzależnianie wyniku od tego, co zrobi "Lewy" to droga donikąd w budowie silnej reprezentacji. To szalenie trudne do wyeliminowania, ale na każdym kroku kierujemy światła reflektorów, obiektywy kamer i aparatów w kierunku Roberta. Wiadomo, że zdjęcie, film z nim, tekst o nim najlepiej się sprzedają, ale w imię tworzenia monolitu warto dostrzegać zespół. Na razie "Lewy" to, "Lewy" tamto, nawet "Łączy nas piłka" publikuje filmik, na którym Robert dostaje pstryczka w ucho od kolegów, po przegranej grze w dziadka. Tak jakby miał być wyłączony z tej symbolicznej kary. Pewne jest jedno: RL9 może zdziałać wiele, ale tylko dzięki mocnemu zespołowi, a nie w pojedynkę. Mała dygresja do bliskiego mi hokeja na lodzie. 20 lat temu, pod wodzą Wiktora Pysza, nasza reprezentacja wywalczyła ostatni jak dotąd awans do światowej elity. Byłem jednym z dwóch polskich dziennikarzy, którzy udali się do Grenoble śledzić ich zmagania. Wygraliśmy awans z rosnącymi wtedy już w siłę z Duńczykami, bo mieliśmy ekipę - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, choć nie wspomagała jej największa gwiazda. ZOBACZ TAKŻE: Panika w Hiszpanii! Busquets z koronawirusem Mariusz Czerkawski był zajęty wówczas grą w NHL. Rok później SuperMario dołączył do ekipy na MŚ elity w Szwecji. Jak to wpłynęło na zespół? Niemal każdy czuł się gorszy, słabszy od Czerkawskiego. Drużyna koncentrowała się na dogrywaniu mu krążków, a rywal miał łatwe zadanie - wyłączenie Czerkawskiego. Przegraliśmy nawet ze Słowenią i z hukiem wylecieliśmy z elity. Oczywiście, dziś Lewandowski w świecie piłki jest jeszcze większą postacią niż wówczas Czerkawski w NHL-u. Chodzi tylko o podobne mechanizmy w budowie team spirit. Całe szczęście, że Paulo Sousa wyznaje tezę, że to trener ma być największą gwiazdą w zespole. Poza tym, nie po to Zbigniew Boniek w styczniu dokonywał wolty na stanowisku selekcjonera, żeby planem minimum było wyjściem z grupy. Używając nomenklatury szefa PZPN-u, "Biało-Czerwoni" wchodzą właśnie na dyskotekę. Jest godz. 18. Oby wytrwali w niej chociaż do pierwszej w nocy. Najmocniejsi bawić się będą do rana. Michał Białoński, Interia