Nelson Dida został zahaczony ręką przez kibica Celticu, który nie miał prawa się znaleźć na murawie, ale zachowanie brazylijskiego bramkarza Milanu było wysoce niesportowe. Najpierw zrobił dwa kroki w kierunku pogoni za agresorem, by upaść jakby raził go piorun. W głowie Didy zakołatała pewnie myśl w rodzaju: " Przed chwilą zawaliłem gola, ale teraz los dał mi szansę walki o walkowera, więc do roboty". Chciałoby się powiedzieć: "Nie z nami Polakami te wasze włoskie numery Dida". Pamiętamy dobrze cyrk wywołany przez Lazio podczas wizyty w Krakowie w lutym 2003 r. Jak to w zimie, boisko było trochę zmrożone, ale tylko Włochom, mającym kilku graczy kontuzjowanych i w perspektywie ciężki mecz ligowy przeszkadzało w rozegraniu meczu w ramach Pucharu UEFA. Dlatego zaczęli zabiegi dyplomatyczne, zmusili sędziego do odwołania meczu i to nie im, a Wiśle groził walkower (szczęśliwie skończyło się na zmianie terminu spotkania). Na meczu Celtic - Milan zawiodłem się. Czułem się, jakbym poszedł do kina na przebój filmowy, a przez pierwszą godzinę leciały reklamy i tylko ostatnie pół godziny stało pod znakiem d(r)eszczowca. Dobrze, że chociaż Artur Boruc stanął na wysokości zadania i teraz Leo Beenhakker ma do dyspozycji dwóch ogranych w Lidze Mistrzów bramkarzy.