Gdy rok temu Morawiecki z Bońkiem grali do jednej bramki, udało się doprowadzić do restartu zawodowej piłki i żużla w Polsce, a także do częściowego powrotu kibiców na stadiony. Szczególnie w tym drugim byliśmy pierwsi w Europie, a szybciej od PKO BP Ekstraklasy w piłkę zaczęli kopać tylko w Bundeslidze. Jeszcze wcześniej rząd postanowił dofinansować niebagatelną kwotą 130 mln zł certyfikację akademii piłkarskich. Ten zastrzyk gotówki miał być bodźcem do rozwoju szkolenia. Ośrodek, który oferował lepsze warunki młodzieży (baza treningowa, liczba zatrudnionych trenerów) dostawał więcej gwiazdek, a co za tym idzie, większe dofinansowanie. Teraz przyszła kolej na szczepienia sportowców i całe szczęście. To pozwoli zminimalizować im ryzyko zachorowania, a co za tym idzie, lepszego przygotowania się do igrzysk w Tokio. - Wychodzę z założenia, że po zaszczepieniu wszystkich profesji, które są odpowiedzialne za bezpieczeństwo, czyli służby zdrowia, policji, wojska, nauczycieli oraz ludzi starszych, powinni być wzięci pod uwagę profesjonalni sportowcy, którzy reprezentują kraj. Skoro my jako państwo wydajemy środki na przygotowanie sportowców do dużych imprez, jak igrzyska olimpijskie, MŚ w skokach, to powinniśmy za wszelką cenę minimalizować ryzyko, że ktoś z tych sportowców z dnia na dzień zachoruje. A szczepionka to gwarantuje. Dlatego ja jestem za wprowadzeniem takiego rozwiązania - apelował na łamach Interii Boniek 26 marca.Dziś olimpijczycy mogą odetchnąć z ulgą. Nie muszą szukać znajomości w poszukiwaniu furtki do szczepień. Jako kraj minimalizujemy też ryzyko, że nakłady poniesione na przygotowania pójdą na marne, bo ktoś złapie koronawirusa. - Jesteśmy w niesamowicie uprzywilejowanej sytuacji. Byłem ostatnio na spotkaniu Komisji Medycznej MKOl. Szef komisji powiedział, że większość zawodników, uczestników igrzysk, nie będzie szczepiona albo zostanie zaszczepiona bardzo późno. Dzisiejsza informacja jest bardzo ważna dla polskiego sportu - powiedział dr Hubert Krysztofiak, przewodniczący Komisji Medycznej PKOl.