Po jednym meczu nie można przesądzać, że warto stawiać na Polaków, tym bardziej że ważnego gola na 1-0 strzelił Brazylijczyk Bruno, ale to miłe, że nie wszyscy opierają składy na przeciętniakach z zagranicy. Przy okazji derbów stolicy okazało się, że klejone oficjalne piłki Ekstraklasy nie są tak wytrzymałe, jak te szyte ręcznie, choć reklamę i PR mają prawie tak mocne, jak Jabulani. Już na początku meczu jednej z nich odleciała łatka. Niespodziewanie Legia zamyka tabelę, ale to nie znaczy, że nie będzie się liczyć w walce o mistrzostwo Polski. Porażka w prestiżowych i arcyważnych dla kibiców derbach ma kilka powodów. Zespołowi Macieja Skorży czkawką odbija się cyrkowy, pokazowy mecz z Arsenalem. Przed nim balon "Wielka Legia" napompowano do tego stopnia, że piłkarzom nie starczyło już emocji na pierwszy mecz ligowy. A gdy jeszcze strzelili pięć goli wielkiemu rywalowi z Premier League, półfinaliście Ligi Mistrzów, to byli przekonani, że co najmniej o klasę słabszej od Arsenalu Polonii strzelą chociaż dwa gole. Na dodatek po stracie gola podopieczni Skorży zareagowali nie jak "Wielka Legia", tylko jak zdemobilizowana, zdemoralizowana legia cudzoziemska. Jej kapitan Ivica Vrdoljak, zamiast poderwać zespół do walki, łapał się za głowę widząc jak pada drugi gol. Miał pewnie pretensje do kolegi obrońcy Wawrzyniaka (nie upilnował Ebiego), a pewnie też do kolegi bramkarza Antonovicia (wpuścił strzał w krótki róg, ale ciężka to była dla niego piłka). Dziwnym trafem pretensji nie miał do siebie, choć to on nie zablokował dośrodkowania Łukasza Piątka, które okazało się być asystą przy golu. Niewesołe miny mają też w Wiśle po porażce w Chorzowie 0-2. Maciej Żurawski traci opanowanie i po golu na 0-2 mówi sam do siebie o kolegach z zespołu: "Kur.., to niemoty", a później siebie i cały zespół określa mianem "bandy nieodpowiedzialnych ludzi, a nie piłkarzy". Zgadnijcie, kto w Wiśle za to wszystko zapłaci? Tymczasowy trener Tomasz Kulawik, gdyż poszukiwania jego następcy po porażce na pewno nabrały tempa. Tymczasem przy Reymonta błędy zostały popełnione na początku czerwca. Mało kto w klubie miał przekonanie do Henryka Kasperczaka (trener miał bez porównania słabszą pozycję, niż we wcześniejszej przygodzie z Wisłą), a jednak pozwolono mu nie tylko przygotowywać zespół do nowego sezonu, ale też gruntownie go przebudować. Ośmiu transferów w jednym okienku "Biała Gwiazda" nie dokonała od 12 lat, gdy po wejściu Tele-Foniki do Krakowa przyjechał wagon dobrze opłaconych piłkarzy (m.in. Wierzchowski, Kałużny, Czerwiec, Dubicki. Bukalski, Węgrzyn, Kaliciak, Niciński). Teraz krakowski klub powierzy misję zdobycia mistrzostwa Polski człowiekowi, który może i będzie dobrym fachowcem, ale zanim pozna piłkarzy i realia polskiej piłki, sezon może pójść na straty... Na lidera polskiej myśli szkoleniowej wyrasta zdecydowanie jeden z najmłodszych stażem w Ekstraklasie - Michał Probierz. Nie dość, że jego Jagiellonia jest budowana za niewielkie pieniądze, a efekty nie gorsze, niż u ligowych potentatów, to jeszcze pan Michał - w odróżnieniu od choćby Macieja Skorży, Henryka Kasperczaka, czy Jacka Zielińskiego, trafił z formą na właściwy moment. Jego Jagiellonia jako jedyna nie dała "plamy" w Europie rywalizując z silnym Arisem Saliniki (na wyjeździe prowadziła nawet 2-1 i gospodarzy uratował sędzia wyjmując z kapelusza rzut karny). "Jaga" Probierza w pełni zasłużenie wydarła też Lechowi Superpuchar Polski, a w lidze w dobrym stylu zdobyła cztery punkty remisując we Wrocławiu ze Śląskiem i u siebie zasłużenie pokonując Bełchatów. Jeśli dodamy do tego udany dla klubu z Białegostoku miniony sezon z rekordową liczbą 44 zdobytych punktów, a także Pucharem Polski, okaże się, że trener Michał, to fachman nie lada! Jego załoga gra skutecznie i efektownie, trener mądrze wykorzystuje lisa pola karnego - Tomasza Frankowskiego. Czy w Białymstoku mają kapelę na mistrzostwo Polski? Pewnie jeszcze nie teraz, ale miejsce na podium? Czemu nie! Dyskutuj z Michałem Białońskim na jego blogu!