Jak wytłumaczyć fenomen Grzegorza Rasiaka? Najprościej tak: to dobry piłkarz. Może nie jest technicznym wirtuozem, a nawet sprawia wrażenie niezdarnego, ale technika w piłce to nie wszystko. Decydują jeszcze serce do walki, warunki fizyczne i odpowiednie zastawianie się w polu karnym rywala. A to wszystko Grzegorz potrafi. Inaczej nie brałby go już drugi klub z Premiership. Powiecie - Rasiak będzie grzał ławę w Wanderers. Inni będą deprecjonować sukces Grzegorza, wskazując na fakt, że Bolton to ligowy przeciętniak. Z 22 pkt ugrzązł na 15. pozycji w ligowej tabeli i ani w głowie mu wyższe loty. A jasne, a czemu nie? Bolton może sobie pozwolić na to, by trzymać w rezerwie rosłego chłopaka, który wejdzie na czarną godzinę, gdy gra sprowadza się do wrzutek w pole karne "na aferę". Doceńmy też fakt najważniejszy. Bramy Premiership są zamknięte dla uważanych za największe talenty w polskiej piłce Macieja Żurawskiego, Jacka Krzynówka, czy nawet Ebiego Smolarka. Poza bramkarzami (rezerwowymi) i Rasiakiem w najsilniejszej lidze świata nie ma Polaków. A teraz do ligi marzeń jest się znacznie trudniej przebić, niż 17 lat temu, gdy do Evertonu dostał się Robert Warzycha. Dlatego szanowni kibice biało-czerwonych: przed "Rasialdo" czapki z głów! Zresztą posłuchajcie sami, jak nazwisko Grześka skandują fani FC Southampton.