W 2017 roku nasza kadra siatkarzy wyglądała na kompletnie rozbitą. Polacy odpadli w barażu do 1/4 finału Euro. Przegrali ze Słowenią 0:3 w słabym stylu. Wielu chłopaków po tym meczu płakało. Po ledwie kilku miesiącach pracy Ferdinando De Giorgi został zwolniony z posady selekcjonera. Tymczasem ledwie rok później biało-czerwoni wywalczyli mistrzostwo świata w Turynie, a "Fefe" na trybunie prasowej szeptał niepysznie: - Szkoda, że rok temu tak nie grali. Łzy bezsilności Włoch zapomniał już jednak jak trudny okres przygotowawczy zafundował wybrańcom, jak wiele poświęcili oni, aby znaleźć się w gronie jego wybrańców. Nic dziwnego, że po tamtym sezonie wielu z nich płakało i zastanawiało się nad końcem reprezentacyjnej kariery. Vital Heynen, który przyszedł po De Giorgim, wydawał się być wówczas podmuchem świeżości, trochę szaleństwa, ale i nowego spojrzenia na siatkówkę. Tymczasem po tamtym upadku De Giorgi podniósł się najpierw w klubie. Wywalczył z Lube Civitanovą niemal wszystko, aż znów został zwolniony z posady. Na kolejnego pracodawcę nie musiał jednak długo czekać - zgłosiła się po niego rodzima federacja i powierzyła trud przebudowy kadry Włoch. I teraz w Katowicach "Fefe" wrócił na tron. Jakże przewrotny bywa los - tym razem to De Giorgi wniósł do europejskiej siatkówki podmuch świeżości, czegoś niezwykłego i niespodziewanego, a Heynen żegnał się z polskimi kibicami w aurze konserwatysty, trenera który nie chce zmieniać starych przyzwyczajeń i kurczowo trzyma się żelaznych zasad. Heynen konserwatysta? Kto by się spodziewał, że Heynen popadnie w błędy, które sam poniekąd krytykował, których sam był początkowo wrogiem. Kto by pomyślał, że trener który otworzył nam kadrę na najszerszą grupę siatkarzy, który pokazał nam wielki potencjał PlusLigi i jej wychowanków, zamknie się na grupę ledwie kilku fenomenalnych siatkarzy, ale którzy niekoniecznie byli w najwyższej formie w najważniejszym momencie sezonu - podczas igrzysk olimpijskich. Jaka więc przyszłość czeka teraz polską kadrę i jaką drogą winniśmy podążać? W najbliższy poniedziałek w Polskim Związku Piłki Siatkowej przeprowadzone zostaną wybory prezesa. Nowy - lub stary, bowiem Jacek Kasprzyk też kandyduje - sternik ma zadanie przedstawić nowych opiekunów kadr zarówno pań, jak i panów. Wydaje się, że mocne karty przetargowe ma w rękach Nikola Grbić, który jeszcze kilka miesięcy temu triumfował w Lidze Mistrzów z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Aspiracje zgłaszają Lorenzo Bernardi, Andrea Gardini, a być może także Igor Kolaković czy Laurent Tillie. Wielu chciałoby wreszcie polskiego selekcjonera, kogoś z grupy: Michał Winiarski, Andrzej Kowal, Mariusz Sordyl i Jakub Bednaruk. A może zwycięży opcja amerykańska? Michieletto wzorem W tym samym czasie Heynen sygnalizuje gotowość objęcia żeńskiej kadry i przejęcia schedy po Jacku Nawrockim. Byłbym sceptyczny wobec tego pomysłu z wielu powodów, ale to już historia na inny tekst. Tymczasem w Katowicach w czasie finałów Eurovolleya 2021 mieliśmy jeszcze jedną przewrotną historię - na tron reprezentacyjnej siatkówki na Starym Kontynencie wdrapał się młokos Alessandro Michieletto. Ten sam, którego kilka miesięcy temu zlali w finale Ligi Mistrzów Aleksander Śliwka i Kamil Semeniuk do spółki z Pawłem Zatorski, Kubą Kochanowski i Łukaszem Kaczmarkiem. Zwłaszcza ci dwaj pierwsi, choć powołani przez Heynena, zostali później sprowadzeni do roli statystów w kadrze. A szkoda - tym razem to De Giorgi i Michieletto pokazali Heynenowi, że liczy się jakość, entuzjazm i dobra forma. Obyśmy wybrali nowego selekcjonera, który będzie miał podobną odwagę i wizję. Marcin Lepa, Polsat Sport