Żadna tajemnica, że o Szczęsnym dokument kręci Prime Video. Mają wypowiadać się głośne nazwiska, najpewniej zobaczymy też tam więcej kuchni niż w przypadku dość cukierkowego filmu o Robercie Lewandowskim. Ta opowieść już zresztą ma wybitną puentę, perfekcyjny narracyjnie plot twist: niby zakończenie kariery, pożegnanie na stadionie Juve, a tu nieoczekiwanie kontrakt z Barceloną, która poszukiwała awaryjnej opcji na bramkę po kontuzji Ter Stegena. Barcelona jest dla niego stworzona Zdecydował jeden mecz Barcy z Villarrealem. Gdyby groźny uraz Ter Stegenowi przydarzył się kilka miesięcy wcześniej albo kilka miesięcy później, to czy w ogóle byłaby opcja, żeby Szczęsny zagrał w koszulce Blaugrany? Chyba nie, a wrzesień 2024 roku jest momentem pod każdym względem idealnym: Juventus jest już historią, a Polaka wcale nie trzeba wyciągać z głębokiego zimowego snu, bo jeszcze niedawno był w formie, której nie powstydziłby się żaden topowy golkiper na świecie. W tym układzie nie ma przegranych. Barcelonę wzmacnia bramkarz równie albo nawet bardziej doświadczony jak Ter Stegen. Niewykluczone, że w dyspozycji z minionych lat lepszy niż popełniający w tym sezonie błędy Niemiec. Drużyna Hansiego Flicka imponuje ofensywą, ale przecieka w obronie, której brakuje trochę jakości, a trochę ogrania, bo Pau Cubarsí, Sergi Domínguez czy Gerard Martín dopiero uczą się futbolu na najwyższym poziomie. Szczęsny gwarantuje pewność. Presja Barcy nie spęta mu nóg. Szczęsny widział wszystko W tej branży Szczęsny widział wszystko. Pierwsze piłkarskie kroki stawiał w dość zepsutym i toksycznym środowisku piłkarskiej Polski przełomu wieków. Jego matka Alicja opowiadała kiedyś w Wysokich Obcasach o problematyczności wychowywania dzieci pod nieobecność Macieja Szczęsnego, czołowego polskiego bramkarza w latach dziewięćdziesiątych. Mówiła, że warszawska Praga była trudną dzielnicą, gdzie łatwo było chłopcom wpaść w złe środowisko. W ryzach trzymało ich zamiłowanie do sportu. Ubolewała, że tata był nieobecny, nie mógł się tymi dziećmi zająć. W 1990 roku się z nią rozwiódł, później grał w Widzewie Łódź, potem w Wiśle Kraków, daleko od Warszawy. Kibice Legii mścili się ponoć na rodzinie za zdradę, relacjonowała: powybijane szyby w samochodzie, zdjęte koła z samochodu, poprzebijane opony, zamazane czarnym sprayem lusterka. Młodemu też się dostawało. Na Pucharze Kazimierza Deyny został wygwizdany za nazwisko Szczęsny. Matka nigdy nie izolowała dzieci od ojca, przez lata Wojciech Szczęsny utrzymywał dobry kontakt z Maciejem Szczęsnym, aż w 2013 wszystko się załamało. Pokłócili się, to też musiało na życie nowego bramkarza Barcelony wywrzeć wpływ. Ale to drugorzędne, Szczęsny jako nastolatek wyjechał do Londynu. W pierwszych latach w Anglii płakał, załamywał się, tęsknił za domem. Nie odbił się od brutalnej próby wytrzymałości psychicznej i fizycznej na wypożyczeniu w Brentford. Andy Scott, jego trener, mówił, że Polak był kozakiem: bronił wszystko, a jak już puścił gola, to wszyscy w klubie się dziwili. W Arsenalu sprostał oczekiwaniom Arsene’a Wengera. Ten wrzucił go na młóckę poważnej próby: Premier League, Liga Mistrzów, Emirates Stadium. Wygrał rywalizację z Łukaszem Fabiańskim i Manuelem Almunią. W sezonie 2013/14, wraz z Petrem Cechem, liczbą czystych kont zapracował na Złotą Rękawicę. Presja w drużynie Kanonierów była niebywała, każdy najmniejszy błąd mu wypominano, zdarzało się, że wskazywano go jako kozła ofiarnego i rzucano na pożarcie mediom. To był moment, kiedy Szczęsny wierzył, że pierwszym bramkarzem Arsenalu będzie do końca kariery. Biznes jest jednak bezlitosny: wystarczyło gorsze pół roku, do bramki wskoczył David Ospina, a on wylądował na aucie. Najlepsze lata kariery Polaka przypadły więc na Serie A. W Romie na ławce rezerwowych siedział przy nim Alisson. W Juventusie ochrzczono go mianem następcy Gianluigiego Buffona. Gigi też go w tej roli zaakceptował, wspierał, nie przeszkadzało mu zostanie dwójką. Potem Szczęsny ukuł sobie dowcip: moimi zmiennikami byli najlepszy bramkarz świata Alisson i najlepszy bramkarz w historii Buffon. I w sumie miał rację. Piękna kariera Wśród polskich piłkarzy w XXI wieku większą karierę od niego zrobił tylko Robert Lewandowski, jego przyjaciel. W Barcelonie zagrają razem. Dwóch Polaków w Barcelonie, rozumiecie?! Naród latami wyposzczony koniecznością cmokania nad golami Andrzeja Niedzielana w holenderskim Nijmegen czy śledzeniem perypetii Artura Boruca w Szkocji, doczekał się dwóch rodaków w jednym z dwóch największych klubów na świecie. Szczęsny na taką puentę kariery zasłużył. Będzie symbolem cierpliwości. W reprezentacji też przez lata dostawało mu się za błędy z Euro 2012 czy MŚ 2018, mógł być rozczarowany też po mistrzostwach Europy 2016, kiedy błyszczało całe pokolenie jego kolegów i przyjaciół, a on po kontuzji w meczu z Irlandią Północną resztę turnieju oglądał z perspektywy ławki rezerwowych, podczas gdy wybitny turniej rozgrywał jego konkurent Łukasz Fabiański. Szczęsny złą kartę odwrócił jednak wybitnym (tak to trzeba nazwać) mundialem w Katarze, wtedy już był spełniony. Barcelona to tylko deser. Ale za to jaki! JAN MAZUREK