Fernando Llorente miał prawo poczuć się kimś wyjątkowym. Zdobył gole w obu zwycięskich meczach z Manchesterem United. Alex Ferguson wyglądał na człowieka zaskoczonego, ale i oczarowanego zarazem. Rywale z Kraju Basków pokazali futbol mogący poruszyć nawet kogoś, kto przeżył ćwierć wieku na Old Trafford. Marcelo Bielsę przy każdej okazji wychwalał pod niebiosa Pep Guardiola, traktujący Argentyńczyka jak swojego nauczyciela i mentora. W osiem miesięcy Baskowie przeszli drogę z nieba do piekła. Bielsa mógłby dziś napisać książkę o zagrożeniach jakie niesie ze sobą sukces w futbolu. Właściwie nawet nie sukces, a tylko jego namiastka, bo Athletic nie zdobyło żadnego trofeum. Przegrał też wyścig o prawo występu w Champions League z Valencią i Malagą, drużynami, które dziś są już w 1/8 finału. Mimo wszystko styl gry Basków wiosną zdawał się tak magnetyczny, jak Barcelony, tuż po tym, jak na jej czele stanął Guardiola. Komentatorzy w Hiszpanii widzieli w tym wspólny mianownik, nie tylko ze względu na duchowe pokrewieństwo obu trenerów, ale separatyzm łączący ludzi w obu regionach. Kibice Athletic szybko przekonali się jednak, że nawet wychowankowie starannie dobrani według baskijskiego pochodzenia, to wciąż tylko młodzieńcy z krwi i kości, którzy chcieliby wygrywać i zarabiać w wielkich klubach. Transparenty o "materialistach" i "sprzedawczykach" potęgują tylko frustrację po obu stronach. Llorente nie gra dziś w pierwszym składzie, po tym jak latem ogłosił, że chce odejść. Zabiegały o niego ponoć oba kluby z Manchesteru, ale wobec ceny wykupu 36 mln euro, Ferguson zdecydował się na Robina van Persiego. Z Włoch płyną informacje, że Llorente podpisał wstępny kontrakt z Juventusem, tymczasem zbulwersowanych całą sytuacją fanów z Bilbao poruszyło entuzjastyczne przyjęcie, jakie zgotowali ich napastnikowi kibice Realu Madryt na Santiago Bernabeu. Po meczu przegranym przez Basków 1-5, Iker Casillas zamieścił na Facebooku swoją fotografię z roześmianym Llorente. Plotkowano, że Jose Mourinho zaakceptował transfer. Problem polega na tym, że latem 2013 Llorente kończy się kontrakt w Bilbao i będzie mógł opuścić klub za darmo. Klub, w którym się wychowywał od 11. roku życia. Sam mówi, że zawdzięcza Athletic wszystko, ale widać jednak nie dość, by myśleć także o jego interesach. Wygląda na to, że rozwiązanie konfliktu będzie inne niż w przypadku Javiego Martineza, który latem wyjechał do Monachium zostawiając w kasie baskijskiego klubu 40 mln euro. Uczucia kibiców Athletic do Llorente stają się podobne do tych, które czuli fani Barcelony wobec Luisa Figo latem 2000 roku. Idol okazał się zwykłym śmiertelnikiem. Zażądał wysokiej podwyżki, na którą klub się nie zgodził. Gdyby jednak szefowie zdecydowali się ulec napastnikowi, w kolejce do nich ustawiliby się pewnie inni gracze, równie zasłużeni dla Athletic. Lawina byłaby trudna do zatrzymania. Tyle, że Llorente trudno się dziwić, wie przecież doskonale ile zarabiają snajperzy jego klasy w innych klubach. Wydaje się, że "mala leche" (kwaśne mleko) rozlało się po całej drużynie. Kilka miesięcy temu jedna z baskijskich gazet ujawniła przebieg rozmowy Marcelo Bielsy z piłkarzami. Argentyńczyk zbeształ ich za to, że ośmielają się śmiać, po tym jak stracili dwie niepowtarzalne okazje w życiu. Gracze Athletic polegli w obu finałach, do których dotarli tracąc w nich 6 goli, nie zdobywając ani jednego (0-3 z Atletico w Lidze Europy i 0-3 z Barceloną w Pucharze Króla). Kilka miesięcy temu zapytano Raula Gonzaleza, kto będzie jego zdaniem największą gwiazdą piłki hiszpańskiej? Wymienił Ikera Muniaina, nastolatka z Bilbao, który zaczął ocierać się o drużynę narodową. Na Euro 2012 nie pojechał, igrzyska w Londynie zakończył z czerwoną kartką atakując sędziego po porażce z Hondurasem. Dopiero jakiś czas temu przeprosił szefów federacji za swoje zachowanie i wrócił do drużyny U21. Jego rozwój opóźniają też urazy. Nie bez znaczenia był też zapewne konflikt Marcelo Bielsy z szefami klubu z Bilbao dotyczący prac w ośrodku Ledesma. Argentyńczyk podał się nawet do dymisji, ale kryzys udało się zażegnać. Te wszystkie wydarzenia zniszczyły chemię między klubem, trenerem, piłkarzami i fanami. Coś, bez czego taki klub, jak ten z Kraju Basków, mający tak silne zabarwienie ideologiczne, nie może funkcjonować. Czy to już koniec wielkich nadziei Athleticu? Na to wygląda. Drużyna odpadła z Ligi Europy bez gry, ze względu na sytuację w Izraelu mecz przełożono, ale wyniki grupowych rywali nie pozostawiają Baskom cienia szans. W Primera Division klub z Bilbao jest o 4 pkt nad strefą spadkową. Do czwartego miejsca dającego nadzieję na Champions League aspirują rewelacyjne Levante, Valencia, Sevilla i Malaga - wszystkie te zespoły wyprzedzają dziś Basków. Jeśli sezon okaże się stracony, po nim zapewne z Bilbao wyjedzie Bielsa. I trzeba będzie wszystko zacząć od początku. Ci, których oczarowały mecze z Manchesterem, żałują bardzo. Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj na blogu z autorem artykułu