Dla fanów mistrza Anglii to musiał być horror z happy endem. Bramka Mario Balotellego z rzutu karnego podyktowanego po przypadkowym dotknięciu piłki ręką przez Nevena Subotica ocaliła punkt, na który jedna z najdroższych drużyn w historii piłki nie zasłużyła. W drugiej połowie meczu gospodarze byli całkowicie bezradni, goście z Dortmundu zdominowali środek boiska i po bramce Reusa wydawało się, że muszą zwyciężyć. Pokpili sprawę, bo nie potrafili "dobić" kolosa, który w ostatniej chwili szczęśliwym zrządzeniem losu ocknął się z letargu. Długo czekał Juergen Klopp na tak dobry mecz swoich graczy w europejskiej rywalizacji. Przez wiele miesięcy szukał formuły, która pozwoliłaby młodej drużynie wykorzystywać jej atuty poza Bundesligą. Dwa lata temu była klapa w Lidze Europejskiej, przed rokiem klęska w Lidze Mistrzów, teraz Borussia zaczyna grać dobrze, tylko czy nabrała już doświadczenia, by bić faworytów? Mecz na Etihad Stadium pokazał, że nie. Najlepszą okazję na drugiego gola dla Borussii miał Robert Lewandowski, ale uderzył obok słupka. Polski napastnik był taki, jak jego drużyna: grał dobrze, z wiarą i ambicją, pokazał przebłyski wielkiego talentu przy rozgrywaniu piłki. Tyle, że jego ocenę znacząco obniża to jedno, kluczowe kopnięcie piłki. Borussia prowadziłaby 2-0, zapewne wygrała i odskoczyła City na 6 pkt. Sytuacja Anglików stałaby się skrajnie trudna już po dwóch meczach. Dobrze zagrali także Łukasz Piszczek i Kuba Błaszczykowski. Biegali pod bramkę bohatera meczu Harta, walczyli w środku boiska stwarzając przewagę tam, gdzie była konieczna. Mistrz Niemiec wytrzymał mecz fizycznie, Anglicy zdawali się zmęczeni, po stracie gola nie mieli sił, ani pomysłu, żeby zareagować. Wyrównujący gol okazał się dla nich darem niebios. Zespół z Dortmundu ma dodatkowy atut, który może pomóc mu przeistoczyć się z europejskiego średniaka w drużynę, z którą każdy będzie się liczył. Kibice gości długimi fragmentami gry zupełnie zagłuszali siedzących w milczeniu fanów City sprawiając, że ich piłkarze mogli się czuć na Etihad Stadium pewniej. Nieśmiałość wracała w kluczowych chwilach, kiedy stawali przed angielską bramką. Trudno wygrać wyjazdowy mecz z najlepszą drużyną Premier League marnując aż tyle znakomitych okazji. Drużynie z Dortmundu zabrakło drapieżności i efektywności. Jeśli nie wystarczy ich w meczach z Realem Madryt, City szybko odrobi stracony dystans. Wczoraj w Amsterdamie Cristiano Ronaldo zdobył pierwszego hat tricka dla "Królewskich" w Champions League, ma już w tych rozgrywkach 42 bramki i 10. miejsce na liście strzelców wszech czasów. Po raz pierwszy w sezonie w podstawowym składzie zagrał Kaka i wypadł bardzo dobrze. Być może nie Oezil, ani Modric, ale właśnie Brazylijczyk pokieruje drużyną w niedzielnym Gran Derbi na Camp Nou? Mało to prawdopodobne, ale pokazuje, jakie tuzy walczą desperacko o prawo gry w podstawowej jedenastce u Jose Mourinho. Real Madryt to nie jest zdolny uczeń z zadatkami na prymusa w Champions League, ale najbardziej surowy nauczyciel. Czy robiący pierwsze nieśmiałe kroczki na piłkarskich salonach Europy gracze z Dortmundu poradzą sobie z taką skalą trudności?"Królewscy" zapomnieli o konfliktach, wygrali czwarty kolejny mecz zdobywając w nich aż 14 goli. Słaby start sezonu odchodzi w zapomnienie, kolos nabiera rozpędu, Borussię czeka więc w Champions League dwumecz ekstremalny. Gdyby wczoraj wygrała, mogłaby do pojedynków z "Królewskimi" przystąpić bez presji. Trudno jednak marzyć o takim komforcie w najtrudniejszej grupie Ligi Mistrzów. Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu