"To ogromna frajda, że możemy zagrać z Realem na boisku, a nie tylko na konsoli do PlayStation" - wyznał gracz Borussii Dortmund Sven Bender. Sami Khedira opowiada kolegom z Madrytu o nadzwyczajnej atmosferze na Signal Iduna Park, którą poznał i podziwiał jeszcze w czasach, gdy grał w Stuttgarcie. Po obu stronach czuje się napięcie, ale też wyczekiwanie, że dziś wieczorem zdarzy się coś niezwykłego, coś znacznie przerastającego rutynowe emocje z Bundesligi, czy Primera Division. Rozgrywki krajowe, choć tak w Hiszpanii, jak i w Niemczech należą do najlepszych w Europie, dają Realowi i Borussii niezbyt wiele okazji do konfrontacji z wielkimi rywalami. Dortmundczycy mają Bayern, "Królewscy" Gran Derbi, wiele innych spotkań odbywa się jednak na znacznie niższym poziomie stresu. Tymczasem w Champions League wielką przygodą może stać się nawet wyprawa w egzotyczne rejony kontynentu. Tak jak dla Bayernu, który u siebie w kraju przejeżdża się po rywalach niczym walec, tymczasem w białoruskim Borysowie zaliczył jedyną klęskę (1-3 z BATE). Zapraszamy na relację NA ŻYWO z meczu Borussia - Real dziś od godz. 20.45 Podobne odczucia mogli mieć wczoraj gracze odnowionej Chelsea, spacerującej w Premier League od zwycięstwa do zwycięstwa. W sobotę rozbili w ligowym szlagierze Tottenham, we wtorek byli bezsilni w starciu z Szachtarem (1-2). Donieck od dawna nie jest już futbolową prowincją, możliwości ekonomiczne Szachtara są kilkanaście razy większe niż BATE, mimo wszystko Ukraińcy podejmowali obrońcę trofeum będącego w wielkiej formie. Dla klubu Romana Abramowicza prawdziwym wyzwaniem są jak dotąd wyjazdy poza Wyspy. W Premier League Chelsea straciła zaledwie dwa punkty, dwa razy ciężej idzie jej z zagranicznymi rywalami: porażka w Doniecku, remis na Stamford Bridge z Juventusem, a także klęska z Atletico w Superpucharze Europy. To pokazuje, że rywalizacja krajowa, nawet w tak wspaniałej lidze jak angielska, przestaje być podstawowym miernikiem klasy drużyny. To samo udowodnił wczorajszy mecz Barcelony z Celtikiem, w którym gościom z Glasgow nie dawano najmniejszych szans. Przecież Szkoci to drużyna, która dopiero w poprzedniej kolejce w Moskwie przełamała totalną niemoc w meczach wyjazdowych. Tymczasem na Camp Nou do niespodzianki nie doszło tylko cudem, dziś prasa hiszpańska nazywa Jordiego Albę "Świętym", za to, że w ostatniej sekundzie meczu znalazł się w odpowiednim miejscu. Radość graczy z Katalonii po zwycięstwie nad Szkotami wyglądała tak, jakby to był finał Ligi Mistrzów, a nie podrzędny mecz grupowy. Niezbyt wyrafinowana szkocka drużyna znalazła sposób na zespół, który w ostatnich latach był największą gwiazdą Ligi Mistrzów. Laureatowi trzech "Złotych Piłek" Leo Messiemu nie pozwoliła rozegrać jednej, przyzwoitej akcji. Celtic teoretycznie nie dorasta potencjałem do większości klubów hiszpańskich, postawił się jednak na Camp Nou tak, jakby był niemal Realem Madryt. W tym sezonie w Barcelonie tylko "Królewscy" grali odważniej i tylko oni wydarli Katalończykom punkt. Szkotom zabrakło do tego kilku sekund. To są przykłady studzące dla tych, którzy uważają, iż dziś w Dortmundzie zdziesiątkowany kontuzjami mistrz Niemiec padnie jak mucha pod ostrzałem fenomenalnego Cristiano Ronaldo. Real odnalazł formę, Borussia ją straciła, w ostatnich derbach Zagłębia Ruhry wypadła wręcz fatalnie. Jeśli gracze Juergena Kloppa nie potrafili zmobilizować się na Schalke, jakie argumenty mają, by oprzeć się drużynie celującej w triumf w Champions League? A jednak. Khedira wspomina, że gdy wchodził na Signal Iduna Park doping fanów Borussii wywoływał u niego gęsią skórkę. Tego samego spodziewa się dzisiaj wieczorem. Tak jak Sven Bender, w pojedynku z Realem każdy gracz gospodarzy odnajdzie swoją życiową szansę. Zwłaszcza Łukasz Piszczek, o którego transferze do Madrytu rozpisuje się ciągle hiszpańska prasa, czy przymierzany do większych drużyn niż Borussia Robert Lewandowski. Zespół Kloppa z polskim trio trzeci rok uczy się rywalizacji międzynarodowej. Najpierw była porażka w Lidze Europejskiej, potem ostatnie miejsce w fazie grupowej Champions League, nadszedł czas, by mistrz Niemiec przestał spełniać rolę chłopca do bicia. Pierwszy krok został zrobiony na Etihad Stadium, gdzie okazało się, że Borussia może grać swój najlepszy futbol także poza Bundesligą. Jeśli BATE rozbiło Bayern, Szachtar Chelsea, a Celtic postawił się Barcelonie, to znaczy, że Liga Mistrzów ma własną logikę. Mimo iż kluby wielkie dzieli od małych i średnich wciąż większa przepaść ekonomiczna, paradoksalnie maleje liczba faworytów, dla których rywalizacja na serio zaczyna się dopiero w 1/8 finału. Real chce zwyciężyć w Dortmundzie, by w rewanżu na Santiago Bernabeu zapewnić sobie awans i mieć znakomite widoki na pierwsze miejsce w grupie. Z wypowiedzi graczy z Madrytu wyczuwa się, że za swojego największego konkurenta wciąż uważają Manchester City. Jak widać piłkarze też postrzegają rywali przez pryzmat wielkich nazwisk i możliwości finansowych. Zbudowana znacznie mniejszymi nakładami Borussia jest pod mniejszą presją. Do gry wracają Mario Goetze i Marcel Schmelzer, małe szanse na występ ma Ilkay Gundogan, Kuba Błaszczykowski może zagra w rewanżu na Santiago Bernabeu. Gracze Realu czują swoją siłę, a deszcz komplementów Khediry pod adresem mistrza Niemiec uważają przede wszystkim za przejaw kurtuazji i dobrego wychowania. W końcu w składzie mistrza Niemiec niewielu jest piłkarzy, którzy mogliby się przebić do składu u Jose Mourinho. Real ma fatalny bilans wyjazdowych meczów z klubami Bundesligi, tym mocniej w Dortmundzie chce przełamania złej passy. Tak jak piłkarzom Chelsea wydawało się, że będą rywalizowali z Juventusem, a dziś oglądają plecy Szachtara, jak Bayern brał pod uwagę Valencię, a pomijał BATE, tak "Królewscy" mogą zostać zaskoczeni przez Borussię. Tylko wtedy opowieści Khediry mogłyby nabrać nowego sensu. Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu