Cortes prowadził kiedyś kobiecy zespół Barcelony. Dziś jest selekcjonerem piłkarek Ukrainy. W czwartek o 6,30 rano obudziły go wybuchy bomb i sygnał syren alarmowych. Jego współpracownik, spec od przygotowania fizycznego Jordi Escura pierwszy zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. - Pierwsze co zrobiliśmy to zadzwoniliśmy do hiszpańskiej ambasady - mówi Cortes dziennikowi "El Mundo Deportivo". - Wtedy jeszcze w ambasadzie mieli mało danych. Teraz jest ich znacznie więcej. Rosjanie zbombardowali obszar lotniska w Kijowie. Ruch lotniczy zamknięto. Obaj Hiszpanie szybko opuścili hotel. Spakowali plecaki i furgonetką rozpoczęli podróż w kierunku Lwowa. Mieli do pokonania 540 km. Czekało ich 7-8 godzin jazdy. Ewakuację organizowała Ukraińska Federacja Piłkarska. - Nie wiemy tak naprawdę ile czasu potrwa podróż, bo drogi są zapchane, a stacje benzynowe zablokowane - mówił Cortes. Liczyli na to, że jak najszybciej przekroczą granicę z Polską i już w piątek wylądują w Barcelonie. Wczoraj wrócili z Turcji, gdzie odnieśli sukces z piłkarkami Ukrainy. Mieli się ewakuować natychmiast, ale musieli załatwić sprawę w banku. Do końca wierzyli, że do rosyjskiego ataku nie dojdzie. - Jednak doszło. To nie jest żaden żart, to dzieje się naprawdę! Wierzymy, że nic nam nie grozi, że jesteśmy bezpieczni, w kontakcie z rodzinami. Martwimy się o tych, którzy tu zostają - mówił Cortes. ZOBACZ TEŻ: Sportowe sankcje na Rosję? Kiedyś trzeba było reakcji odważnego człowieka Polska już raz zagrała z agresorem jak gdyby nigdy nic Rosyjski piłkarz apeluje: "Nie dla wojny"