13 tytułów mistrza Anglii i dwa triumfy w Lidze Mistrzów - te dane opisują najważniejsze dokonania Fergusona w Manchesterze United. Mało to, czy dużo dla klubu o jednym z największych potencjałów w piłce europejskiej? Dla porównania AC Milan przejęty na początku 1986 roku przez Silvia Berlusconiego wywalczył pięć triumfów w Pucharze Europy i 8 razy zdobył mistrzostwo Włoch. W ciągu 27 lat magnat prasowy i premier Włoch zatrudniał 15 trenerów. Bayern Monachium był w tym okresie mistrzem Niemiec 14 razy, triumfując w Europie raz (kolejna szansa na Wembley), a na jego czele stawało 14 szkoleniowców. Przez 27 lat Barcelona wygrała 12 mistrzostw Hiszpanii i cztery tytuły numeru 1 w Europie z 13 szkoleniowcami na ławce. Na 11 mistrzostw kraju i trzy triumfy w Champions League Realu Madryt pracowało w tym czasie aż 24 trenerów. Paru z nich było zwalnianych i zatrudnianych ponownie, przy czym jest to praktyka, której nie uniknięto ani w Monachium, ani Mediolanie, Barcelonie i Madrycie. United ery Fergusona nie jest więc jakoś specjalnie wyjątkowy jeśli chodzi o sukcesy, ale raczej o cierpliwość i zaufanie wobec trenera. Szkot sam na nie zapracował, biorąc jednak pod uwagę aż sześć lat od chwili zatrudnienia go do odzyskania mistrzostwa Anglii, szefowie Manchesteru musieli mocno w niego wierzyć. Tę tradycję cierpliwości tworzył Matt Busby utrzymujący się na Old Trafford ponad 24 lata. Era Busby’ego kończyła się jednak konwulsyjnie: zastępujący go szkoleniowiec rezerw Wilf McGuinness pracował krótko, tymczasowo zmieniony przez Busby’ego, a kolejny trener Irlanczyk Frank O'Farrell zdążył tylko powiedzieć, że "każda rzecz w klubie tchnie wspomnieniem o Busbym". W 1974 roku Manchester wylądował w II lidze. Gdyby następcą Fergusona został Carlo Ancelotti, Pep Guardiola lub Jose Mourinho, o czym spekulowano przez ostatnie miesiące, Manchester miałby pierwszego szkoleniowca spoza Wysp. Wybrano jednak Davida Moyesa, Szkota tak jak Busby i Ferguson, człowieka mało medialnego, za to dobrze wpisującego się w robotniczą tradycję klubu. Jeśli będący żywą legendą i posiadający nieograniczony autorytet Ferguson, w nowej roli dyrektora sportowego będzie potrafił się porozumieć z trenerem, to najłatwiej właśnie z Moyesem. Autorytet Davida ma szansę wzrastać u boku człowieka, który stworzył współczesny United właściwie od nowa. Guardiola, Ancelotti, a szczególnie Mourinho mieliby w takiej sytuacji olbrzymi kłopot. Moyes musi jednak wiedzieć, w jak trudnej sytuacji się znajdzie. Z jednej strony kibice znacznie bardziej niż w 1986 roku przyzwyczajeni do zwycięstw, z drugiej strony współpracownik o statusie półboga. Wpisana w tradycję Manchesteru cierpliwość może mu być więc bardzo potrzebna. Bez wsparcia fanów porównania z Fergusonem nie da się wytrzymać. Jak sprawić, by Moyes nie wyglądał na marionetkę w rękach kogoś potężniejszego? Wielką rolę do odegrania będzie miał w tym sam sir Alex. Oprócz odporności na upływ czasu i bezustannego głodu sukcesu do zalet Fergusona można dodać oszczędność. Szkot wydawał na piłkarskie gwiazdy mniej niż jego rywale z europejskiego topu. Poza własną legendą, umiał budować legendę graczy takich jak Ryan Giggs, czy Paul Scholes, który pożegnał się wczoraj razem z nim. Mecz ze Swansea i cała dedykowana Fergusonowi feta na Old Trafford wyglądała jak zbiorowa opozycja wobec niecierpliwości wszechobecnej w zawodowym futbolu. Zwykli trenerzy wychodzą z klubów kuchennymi drzwiami, wielu doceniają dopiero po latach, sir Alex na nic nie musiał czekać. Czy kibice będą pamiętali o tradycji klubu nie tylko od święta, ale i w chwilach, gdy Moyes natrafi na pierwsze kłopoty? Zbierający się do powrotu do Premier League Mourinho mówi, że nie wyobraża sobie teraz wyjazdu na Old Trafford. Wielu czuje to, co Portugalczyk, bo nawet starszym ludziom trudno przypomnieć sobie na ławce Manchesteru Rona Atkinsona. Trenerzy wszędzie są tymczasowi, poza Old Trafford. Żujący nałogowo gumę, wyrażający się rubasznie siwy człowiek, którego nie zmienił tytuł szlachecki, pozostanie głębokim wspomnieniem nawet dla swoich najzacieklejszych wrogów. Wydawało się, że posadę po Fergusonie zajmie jedno z największych, współczesnych nazwisk. Mourinho to jednak człowiek do zadań specjalnych, nieprzywiązujący się do miejsca. Guardiola uważa, że pięć lat w jednym zespole totalnie wyczerpuje energię trenera, choćby pracował w klubie, w którym się wychował. Ancelotti odniósł sukces w Paryżu, ale marzy mu się Madryt. Wygląda na to, że szkoleniowcy zaakceptowali niecierpliwość prezesów i przyzwyczaili do zmian. Manchester szukał więc kogoś według własnych kryteriów, mając podstawy, by wierzyć, że i tym razem się nie pomylił. Moyes jest typowym pracusiem, póki co nie ma ani wielkich sukcesów, ani cech, które dobrze by się sprzedawały. Jest kimś takim, jak Ferguson 27 lat temu. Trafia jednak na Old Trafford w zdecydowanie lepszej sytuacji. Może czas płynący w Manchesterze inaczej niż w pozostałych wielkich klubach, będzie łaskawy także dla niego? Może ten klub okaże się bardziej niezwykły niż sam Ferguson? Autor: Dariusz Wołowski Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu