Przeczytaj wywiad Pawła Czado z Interii z Antonim Piechniczkiem "Uliczkę znam w Barcelonie. W uliczkę wyskoczy Boniek. Będzie słychać na stadionie: brawo Polonia, brawo ten pan" - słowa piosenki Bohdana Łazuki "Tajemnica mundialu" nawiązują do przeboju "Uliczka w Barcelonie" zaśpiewanego przez Hankę Ordonównę w 1929 roku. Była to polska wersja skomponowanego sześć lat wcześniej tanga argentyńskiego pod tytułem: "Uliczka mojej dzielnicy" (Callesita de mi barrio). Reprezentacja Polski. Błąd Piechniczka "Entliczek - pentliczek, co zrobi Piechniczek, tego jeszcze nie wie nikt" - śpiewał Łazuka. Popularność piosenki rosła tak jak rósł entuzjazm wobec niedocenianej drużyny Antoniego Piechniczka na mundialu w Hiszpanii. To były czasy "Solidarności", stan wojenny, w którym czepialiśmy się jakiejkolwiek nadziei. Po dwóch bezbramkowych remisach w grupie z Włochami i Kamerunem zespół narodowy wygrał z Peru 5-1 i ruszył po medal. Eliminacje tamtych mistrzostw były dla Polski naznaczone "Aferą na Okęciu", po której zawieszono Zbigniewa Bońka, Stanisława Terleckiego, Józefa Młynarczyka i Władysława Żmudę, a selekcjoner Ryszard Kulesza stracił posadę. Jego następca Antoni Piechniczek wystarał się o skrócenie dyskwalifikacji dla trzech graczy: Bońka, Żmudy i Młynarczyka. Tylko Terlecki nie wrócił nigdy do reprezentacji. 2 maja 1981 roku Polska podejmowała NRD w meczu kluczowym dla losów eliminacji. Boniek i Młynarczyk jeszcze grać nie mogli, Piechniczek wezwał na ratunek z zagranicznych klubów Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Latę i Andrzeja Szarmacha. Pojedynek obejrzało 80 tys. polskich kibiców. Zwycięstwo 1-0 po golu Andrzeja Buncola dawało drużynie Piechniczka ogromne szanse na awans. Pięć miesięcy później na rewanż w Lipsku przyszło 85 tys. fanów. Taktykę Piechniczka określano jako blitzkrieg (wojnę błyskawiczną). Polacy zamiast bronić remisu prowadzili po pięciu minutach 2-0. Gole Szarmacha i Włodzimierza Smolarka rozstrzygały sprawę biletów na hiszpański mundial. W rewanżu grali już Boniek i Młynarczyk, Lato i Szarmach utrzymali swoje miejsca w podstawowej jedenastce. Polska wygrała 3-2. Do Hiszpanii Piechniczek nie zabrał Tomaszewskiego. Szarmach był rezerwowym, co wywoływało kontrowersje i dyskusje zanim zespół wyszedł z grupy i po półfinale, gdy przegrał z Italią 0-2. Pamiętam rozżalonego selekcjonera, który stracił życiową szansę na grę o złoto. To mi się akurat u Piechniczka bardzo spodobało, nie dał sobie wmówić, że brąz to i tak szczyt marzeń. "Być może taka szansa na finał mundialu nigdy się nam już nie powtórzy" - powtarzał. Reprezentacja Polski. Porażka Janasa Minęło prawie 40 lat i jego słowa są dziś jeszcze bardziej aktualne. Drużyna narodowa z najlepszym napastnikiem świata nie potrafi wyjść z grupy na Euro, choć awans mogą wywalczyć nawet trzy zespoły. W 1982 roku sam byłem wściekły na Piechniczka, że nie posłał Szarmacha na półfinał z Włochami. Boniek był odsunięty od gry za kartki, Szarmacha drużyna Enzo Bearzota bała się bardzo. Tysiące kibiców takich jak ja pytało, "czemu?". Po latach sam Piechniczek przyznał się do błędu. Więcej jako kibic oczekiwać nie mogę, uważam, że były selekcjoner miał prawo się mylić. Piszę o tym, bo tamte mistrzostwa były dla mnie głębokim, młodzieńczym przeżyciem. Wtedy nadaje się pewnym sprawom takim jak sport, przesadne znaczenie. Tamten półfinał był wielką, nieodżałowaną szansą, choć rozumiem młodszych ode mnie, którzy o polskich piłkarzach na podium wielkiej imprezy mogą tylko marzyć. Czytałem potem wypowiedzi Szarmacha o tym, że Piechniczek zażądał od niego pieniędzy na dachówkę na dom, który budował. Pretensje Andrzeja Iwana, czy Pawła Janasa, który w 2006 roku na własnej skórze się przekonał, co to znaczy presja mundialu dla selekcjonera. Pamiętam jak na Veltins-Arena w Gelsenkirchen zobaczyłem 50 tys. kibiców z Polski. Piłkarze Janasa po wyjściu na rozgrzewkę wyjęli kamery i zaczęli kręcić filmiki. Interpretowaliśmy to potem tak, że nie dorośli do tak podniosłego wydarzenia jak pierwszy mecz mistrzostw świata. Janas ich do tego nie przygotował. Bo przegrali 0-2. Gdyby wygrali, nikt by z tamtego filmowania afery nie robił. Porażkom i zwycięstwom w sporcie łatwo przyprawia się gębę. Kibice polaryzują się wynikiem. Kiedy drużyna wygrywa jest grupą przyjaciół, gdy przegrywa grupą wrogów o wielkim ego. Roberto Mancini jest dziś magiem, Gareth Southgate nieudacznikiem. Tylko dlatego że w finale Euro 2020 Włosi wykonali lepiej od Anglików jednego karnego. Wierzę, że w półfinale mundialu w Hiszpanii Piechniczek podjął złą decyzję. Ale żeby celowo osłabiał drużynę z zemsty za niedostarczoną dachówkę, to mi się w głowie nie mieści. Rozumiem byłego selekcjonera, że w wywiadzie z Pawłem Czado dla Interii chciał się w końcu odnieść do głupstw krążących dookoła. Boli trenera, że pochodzą z ust ludzi, z którymi zapracował na życiowy sukces. Jak widać, nie ma na tym świecie takiego sukcesu, który nie byłby porażką. Dariusz Wołowski