Piotr Żyła z zapaścią emocjonalną Za przełom można uznać brązowy medal Piotra Żyły na mistrzostwach świata w Lahti w 2017 roku. Dwa dni przed wzlotem drużyny po złoto - jedynym w historii imprez mistrzowskich. Wspaniały skok w drugiej serii katapultował Żyłę na podium. A potem w krainę marzeń. Nie rozumiał pytań, nie docierało do niego gdzie jest i co się stało. Żyła jest skoczkiem specyficznym, ale nigdy później, nawet na większe sukcesy nie reagował taką zapaścią emocjonalną. Fakty były bezsporne: z Lahti wracał jako największy wygrany ekipy Stefana Horngachera. Dlatego uznałbym to za przełom, że wcześniej na imprezach mistrzowskich mogliśmy liczyć na indywidualne sukcesy Adama Małysza i Kamila Stocha. Kadra skoczków długo była teatrem jednego aktora, choć Apoloniusz Tajner jeszcze jako trener Małysza marzył, by Orła z Wisły otoczyć drużyną światowej klasy. Nie wyszło i zdawało się niemożliwe. Wojciech Skupień, Robert Mateja i inni potrafili oddać po jednym dobrym skoku i na tym ambitne plany się kończyły. Toteż pod koniec kariery, gdy Małysz popadł w kryzys, odłączył się od kadry prowadzonej przez Łukasza Kruczka i stworzył własny team z Hannu Lepistoe w roli jego osobistego trenera. Kamil Stoch miał wolną rękę, ale pozostał w grupie Ten wariant Tajner chciał powtórzyć ze Stochem. Kamil dostał wolną rękę, ale postanowił pozostać w grupie. Tłumaczył, że z tej grupy czerpie siłę i entuzjazm. Że jest mu łatwiej zmusić się do ciężkiej pracy w towarzystwie kolegów, którzy harują równie ostro. To wszystko działo się kilka lat po jego pierwszym wielkim sukcesie - mistrzostwie świata w Val di Fiemme w 2013 roku. Wtedy zaczął się spełniać sen o drużynie. Polacy wdarli się pierwszy raz na podium wielkiej imprezy. Z Kruczkiem w roli trenera. Dwa lata później kolejny brąz drużyny ratował słabe dla naszych skoczków mistrzostwa w Falun. Małysz postawił na Horngachera Potem jednak kryzys w polskich skokach zaczął się pogłębiać. Debiutant w roli dyrektora Adam Małysz postawił na Stefana Horngachera. Austriak miał podnieść Stocha z 22. pozycji w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Dla dwukrotnego mistrza igrzysk to był upadek na dno. Pamiętam mój pierwszy wywiad z Horngacherem. Przekonywałem go, że będzie miał spokój, jeśli Stoch będzie skakał dobrze. Że jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni, iż w każdym pokoleniu mamy jednego rodzynka. Tymczasem Austriak był stanowczy. Odpowiadał, że skoki to najbardziej zespołowy ze sportów indywidualnych. - Kamil będzie naprawdę mocny tylko jako lider silnej ekipy - przekonywał. Brzmiało to jak powtarzanie życzeń Tajnera, które nigdy się nie spełniły. Przy Horngacherze Stoch wrócił na szczyt, ale swoje apogeum osiągnęli: Żyła, Dawid Kubacki, Maciej Kot, Stefan Hula. Nie tylko w drużynie, ale indywidualnie. Każdy z nich wychodził czasem z cienia Stocha. Odciążał go od presji spoczywającej na liderze. Drużyna zaczęła regularnie wygrywać konkursy w Pucharze Świta. Przełamała pewną barierę, także psychologiczną. Dawid Kubacki zastąpił ... Małysza Dowcip, jaki wymyślono po MŚ w lotach w Oberstdorfie dwa lata temu: "Jak zdobyć medal w drużynie? Zastąpić Małysza Kubackim". Brzmiało zabawnie, ale takie są fakty. W 2008 roku podczas MŚ w lotach w tym samym Oberstdorfie drużyna w składzie Stoch, Małysz, Żyła i Hula zajęła 10. pozycję i nie zakwalifikowała się do rundy finałowej. Po dekadzie Małysza zastąpił Kubacki, który z Hulą, Stochem i Żyłą doleciał do podium. W grudniu powtórzyli to w Planicy z Andrzejem Stękałą zamiast Huli. Dziś nie trzeba płakać po Horngacherze. Zbudował zespół, który utrzymał poziom po jego odejściu. Michal Doleżal poprowadził do triumfu w Turnieju Czterech Skoczni Kubackiego i Stocha. Żyłę do tytułu mistrza świata. O naszych skoczkach dawno przestało się mówić w liczbie pojedynczej. Kamil nie musi mieć gorszego momentu, by Kubacki, czy Żyła atakowali szczyt. W sobotę w walce o złoto w drużynie Doleżal wystawi trzech indywidualnych mistrzów świata. Żaden inny trener w międzynarodowej stawce nie ma takiego przywileju. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie! Sprawdź!